[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pewnego dnia szedłem z Bobem przez plac, kiedy
nagle jeden z nich rzucił się na nas, bluzgając
i wymachując rękami.
 Ty sukinsynu, jeszcze ciÄ™ dopadniemy!
Miałem nadzieję, że to się nie powtórzy, ale wkrótce
nie było już tygodnia bez rozróby.
Jak naprawdę sprawy wyglądają, dotarło do mnie
któregoś popołudnia, kiedy stałem z Bobem obok punktu
dystrybucji czasopisma w Covent Garden. Steve, kolega
Sam, często zastępował ją na drugiej zmianie i zawsze
znajdował jakieś dobre słowo dla Boba. Z naszej pary
zdecydowanie wolał kota. Tamtego dnia nie był jednak
szczególnie miły.
Siedziałem na ławce, pilnując swoich spraw, kiedy
Steve podszedł do mnie nagle i powiedział:
 Gdyby to ode mnie zależało, już dawno pożegnałbyś
się z robotą.  W jego głosie wyczułem jad.  Dla mnie
jesteś tylko żebrakiem. Tym się właśnie ze swoim kotem
zajmujesz. NaciÄ…ganiem ludzi.
Zdenerwowałem się. Nie wiedział, przez co przesze-
dłem. Nie miał pojęcia, ile wysiłku kosztowało mnie
wkupienie siÄ™ w rodzinÄ™  The Big Issue w Covent Gar-
den. Mogłem do znudzenia tłumaczyć, jak Bob działa na
ludzi, ale ci goście nie słuchali. Jednym uchem im wlaty-
wało, drugim wylatywało.
Więc  jak powiedziałem  nie byłem specjalnie za-
skoczony, kiedy Sam oznajmiła, że mam się stawić
w centrali. Ale mimo wszystko poczułem gorycz.
Opuszczałem Covent Garden zdezorientowany
i ogłupiały. Naprawdę nie wiedziałem, co robić, teraz,
kiedy znalazłem się na czarnej liście.
Tamtego wieczoru zjedliśmy kolację i wcześnie po-
szliśmy spać. Robiło się chłodno, a sytuacja finansowa
była nieciekawa, musiałem więc oszczędzać na elek-
tryczności.
Kiedy Bob zwinął się w kłębek w moich nogach, za-
kopany po uszy w pościeli, zacząłem rozpaczliwie zasta-
nawiać się, co począć.
Nie za bardzo rozumiałem, na czym polega zawie-
szenie. Czy to nieodwołalny zakaz powrotu? Czy tylko
pogrożenie palcem? Nie miałem bladego pojęcia.
Kiedy tak leżałem, wróciły złe wspomnienia z czasów
grania na chodnikach. Przypomniałem sobie, jak niego-
dziwie ze mną postąpiono. Nie mogłem znieść myśli, że
już po raz drugi czyjeś kłamliwe świadectwo odbiera mi
środki do życia.
Ale to było prawdziwe przegięcie. Zawsze wystrze-
gałem się kłopotów, zupełnie inaczej niż duża część kol-
porterów  The Big Issue , która na każdym kroku łamała
zasady. Sam i jej koledzy nieustannie ich upominali.
Słyszałem o pewnym facecie, który miał szczególnie
złą opinię. Wielki bezczelny typ, naprawdę straszny.
Warczał na wszystkich, a upodobał sobie zwłaszcza ko-
biety, nagabując je:  No dalej, maleńka, bierz gazetkę... .
To brzmiało prawie jak grozba:  Bierz gazetkę, bo jak
nie... .
Ponoć miał zwyczaj zwijać czasopismo w rulon
i wsuwać ludziom do toreb, kiedy go mijali. Potem za-
trzymywał ich i mówił:  To będą razem dwa funty . I szedł
za nimi tak długo, aż dawali mu forsę, żeby się odczepił.
Psuł nam opinię. Jego ofiary na ogół wrzucały tygodnik do
śmietnika. %7łeby chociaż pieniądze, które wyłudzał, szły na
coś sensownego, ale gdzie tam. Bydlak był nałogowym
hazardzistą i wszyscy wiedzieli, że całą kasę wsadza
w jednorękich bandytów.
Złamał tyle zasad, a jednak nikt jeszcze nie wziął go za
mordÄ™.
W porównaniu z tym moje rzekome wykroczenia były
niczym. I oskarżono mnie dopiero pierwszy raz. Czy to nie
przemawiało na moją korzyść? Nie było okolicznością
Å‚agodzÄ…cÄ…? Czy jeden i do tego domniemany wyskok wy-
starczał, żeby wylać kogoś na bruk? Nie wiedziałem.
I dlatego zacząłem panikować.
Im dłużej rozmyślałem, tym bardziej czułem się za-
gubiony i bezsilny. Wiedziałem jednak, że nie wolno mi
czekać z założonymi rękami. Nazajutrz rano postanowiłem
więc ruszyć znowu w miasto i jak gdyby nigdy nic spró-
bować z innym koordynatorem w innej części Londynu.
Ryzykowałem, ale uznałem, że warto.
Jako sprzedawca  The Big Issue wiedziałem, że ty-
godnik ma ludzi koordynujących dystrybucję w całym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl