[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym pa³acyk poSród pysznego parku, odciêty od ulicy gêst¹ drucian¹ siatk¹ i lasem drzew,
cel mych codziennych niemal przechadzek! Ile¿ to razy zakrada³em siê wieczorn¹ por¹ w oko-
licê tego zacisza, z bij¹cym sercem wypatruj¹c cieñ jej postaci na szybach okien!...
Zniecierpliwiony wyczekiwaniem upragnionej soboty, by³em tam ju¿ parê razy i próbowa³em
wejSæ; lecz zawsze zastawa³em furtkê parkow¹ zamkniêt¹: klamka ustêpowa³a wprawdzie pod
naciskiem rêki, lecz zamek nie odskakiwa³. Widocznie dot¹d nie wróci³a. Nale¿y byæ cierpli-
wym i zaczekaæ tych dni pó³tora. Jestem zdenerwowany do ostatnich granic, nie jem, nie Spiê,
tylko liczê godziny, minuty... Tyle ich jeszcze zostaje! CzterdzieSci osiem godzin!... Jutro
dzieñ ca³y spêdzê na rzece pod jej parkiem; wynajmê ³Ã³dkê i bez przerwy kr¹¿yæ bêdê ko³o
willi. W sobotê spêdzê ca³y ranek i czêSæ popo³udnia na dworcu; muszê j¹ powitaæ choæby
z daleka. ¯e dot¹d nie wróci³a, wiem na pewno od s¹siadów, którzy jej od roku ju¿ nie wi-
dzieli. Zapewne odk³ada przyjazd a¿ na 26 wrzeSnia, tj. na dzieñ naznaczonej mi wizyty. Do-
prawdy, bojê siê, czy nie przyjdê nie w porê; po takiej podró¿y bêdzie bardzo znu¿ona...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
W sobotê rano, tj. wczoraj, nie spotka³em jej na dworcu; t³um by³ ogromny i nie zdo³a³em jej
dostrzec wSród tysi¹ca podró¿nych. Zaczeka³em do czwartej po po³udniu na drugi poci¹g
z podobnym wynikiem. Czy¿by nie przyjecha³a? A mo¿e przyby³a poci¹giem porannym i jest
ju¿ u siebie? W ka¿dym razie nale¿a³o tam pójSæ i przekonaæ siê.
Te dwie godziny, dziel¹ce miê od niej, sta³y siê nieznoSnym pasmem udrêczeñ, których koñ-
ca nie mog³em siê doczekaæ. Wst¹piwszy do kawiarni, wypi³em ogromn¹ iloSæ czarnej kawy,
wypali³em mnóstwo papierosów i nie mog¹c usiedzieæ na miejscu, wybieg³em z powrotem
na ulicê. Przechodz¹c ko³o wystawy ogrodniczej, przypomnia³em sobie zamówione na dzi-
siaj kwiaty.
- Co za roztargnienie! By³bym zupe³nie zapomnia³!
Wszed³em do sklepu i odebra³em bukiet p¹sowych ró¿ i azalij. Rwie¿o Sciête kwiaty wychy-
la³y wonne p¹ki z ko³nierza paproci i chwia³y siê lekko w podmuchach wieczornych. Na ze-
garach miejskich dochodzi³y trzy kwadranse na szóst¹.
Owin¹³em bukiet w bibu³kê i szybko odszed³em w stronê rzeki. Za parê minut by³em ju¿ po
tamtej stronie mostu i nerwowym krokiem zbli¿a³em siê do willi. Serce bi³o mi gwa³townie,
nogi ugina³y siê pode mn¹. Nareszcie dotar³em do furty i nacisn¹³em klamkê: ust¹pi³a. OlSnio-
ny szczêSciem, opar³em siê na chwilê o siatkê parkow¹, nie mog¹c opanowaæ wzruszenia.
Wiêc wróci³a!
Minê³o parê d³ugich minut. B³êdny wzrok mój przesuwa³ siê po rzêdach lip, które, rozmiesz-
czone po obu stronach chodnika, sz³y wyci¹gniêtym szpalerem pod portal wchodowy. GdzieS
77
z boku, spoza krzewów morwy i dereniu przegl¹da³ szkielet jesiennej altany w opl¹czach wina;
czerwone liScie sp³ywa³y po kratkach w bez³adnych przeplotach ze zwiêd³ym ju¿ bluszczem...
Na klombach kwiaty jesieni: pierzaste astry i chryzantemy przedziwne. Na Scie¿ki zapusz-
czone traw¹ i zielskiem spada³y cicho z¿Ã³³k³e liScie kasztanów, d¿d¿y³y smutno ceglaste li-
Scie klonów. Pod wysch³¹ cystern¹ z marmuru krwawi³y georginie, mieni³y siê barwami tê-
czy du¿e szklane banie... Tam, w otoczu ligustru, na ³awce kamiennej, przykrytej kobiercem
igliwia, siedzia³y dwa czy¿e, nuc¹c piosenkê odlotu. W dalekiej perspektywie alej snu³o siê
pod zorzê zachodu srebrne przêdziwo pajêczyn...
Pchn¹³em obur¹cz przymkniête tylko wierzeje wchodowe i po krêconych schodach wszed³em
na pierwsze piêtro. Zastanowi³ brak ¿ycia. Pa³ac wygl¹da³ jak wymar³y; nikt nie wyszed³ na-
przeciw, nigdzie Sladu s³u¿by lub domowników. Olbrzymie roztruchany lamp elektrycznych
oSwietla³y jasnym, oSlepiaj¹co jasnym Swiat³em puste sale i kru¿ganki...
W przedpokoju, otwartym goScinnie na spotkanie, przykro uderzy³ widok nie zajêtych wie-
szade³; g³adkie metalowe ich ga³ki lSni³y zimnym refleksem wyg³adzonej miedzi. Zdj¹³em
palto. Przez otwarte wielkie gotyckie okno wp³yn¹³ w tej chwili dxwiêk miejskich zegarów:
bi³a szósta...
Zapuka³em do drzwi pokoju naprzeciw. Z wnêtrza; nie odpowiedziano. Ogarnê³o miê zak³o-
potanie. Co robiæ? WejSæ bez pozwolenia? Mo¿e Spi, znu¿ona podró¿¹?
Wtem drzwi otworzy³y siê i w progu ukaza³a siê ona. Spod królewskiego diademu jej w³o-
sów barwy kasztanu patrzy³y na mnie oczy g³êbokie, dumne i s³odkie zarazem. Klasyczn¹
g³owê, godn¹ d³uta Polikleta , zdobi³ naczó³ek wysadzany szmaragdami. Miêkki Snie¿nobia-
³y peplos otula³ jej postaæ pe³n¹ i dojrza³¹, sp³ywaj¹c w harmonijnych falach do stóp w an-
tycznych ci¿mach. Juno stolata!
Pochyli³em czo³o przed jej majestatem. A ona, cofn¹wszy siê w g³¹b, przepuSci³a miê gestem
rêki do wnêtrza komnaty. By³a to wspania³a, z wyrafinowan¹ stylizacj¹ wytwornie urz¹dzona
sypialnia.
Milcz¹c, usiad³a w g³êbokiej niszy na ³o¿u rzexbionym w giallo antico .
Ukl¹k³em na kobiercu u jej nóg i po³o¿y³em g³owê na jej kolanach. Objê³a j¹ ruchem ciep³ym,
macierzyñskim i zanurzywszy mi palce we w³osy, zaczê³a przegarniaæ je pieszczotliwie. Pa-
trzyliSmy sobie w oczy bez przerwy, nie mog¹c nasyciæ siê wzajemnym widokiem. Milczeli-
Smy. Dot¹d nie pad³o miêdzy nami ani jedno s³owo. Jak gdybySmy siê bali nieopatrznym
dxwiêkiem sp³oszyæ anio³a czaru, co spêta³ i zwi¹za³ nam dusze...
Wtem pochyli³a siê nade mn¹ i poca³owa³a w usta. Krew uderzy³a mi do g³owy tysi¹cem
m³otów, Swiat zakot³owa³ pijanym wirem - straci³em panowanie nad sob¹. Porwa³em j¹ gwa³-
townie na rêce i nie czuj¹c oporu, rzuci³em w ³o¿e w mi³osnym zapamiêtaniu. Ruchem szyb-
kim, nieuchwytnym odpiê³a z ramienia bursztynow¹ fibulê , ods³aniaj¹c przede mn¹ bezcenn¹
pychê swego cia³a. I tak posiad³em j¹ w bólu i têsknocie bez miary, w upojeniu zmys³Ã³w i za-
chwycie serca, w szale duszy i we krwi po¿arze...
Mija³y godziny lotem b³yskawic, brzemienne szczêSciem i krótkie jak jego przeb³yski - pe³-
ni³y siê chwile Scig³e, niczym wiatry stepu, drogocenne chwile, niczym rzadkie per³y. Znu¿e-
ni rozkosz¹, zapadaliSmy w jakieS sny cudowne, niby rajskie gaje, baSnie czarodziejskie - by
cuciæ siê z nich do jeszcze piêkniejszej, urodniejszej jawy... [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl