[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To ja siłą go zatrzymuję. Nie chcę, żeby odszedł na zawsze...
- Bez względu na to, jak dobry jest w łóżku i jak bardzo ci na nim zależy, uważam, że skoro
mogłaś mnie pocałować tak jak zrobiłaś to wczoraj,
to kiedyś też nauczysz się kochać kogoś innego. W porządku, może wczoraj byłaś w nie
najlepszej formie, zdruzgotana i nieszczęśliwa, ale uwierz mi, Jeanie, wiem, o czym
mówię.
Ona też dobrze o tym wiedziała, och, jak dobrze o tym wiedziała. Zastanawiała się, co
powinna mu odpowiedzieć, gdy wtem poczuła jego usta. I znowu poraził ją swoją
męskością, zaborczością, swoim dotykiem... onieśmielił tym cudownym zapachem wody
kolońskiej. Jakie to było szalone, zwariowane, niebezpieczne... Poczuła, jak ogarniają
illlne, obezwładniające pożądanie i zdawało jej się, ze tym razem nikt i nic jej już nie
powstrzyma. Całował ją z taką zachłannością i z taką namiętnością, że nie sposób było się
temu oprzeć. Tak nic całuje przyjaciel, przemknęło jej przez myśl
1 wtedy usłyszała głos Bobbie.
Powoli i jakby z oporem Ward odsunął się od niej i wyprostował. Potem raz jeszcze
pocałował ja delikatnie w usta i potem w czubek nosa.
- Widzisz? - szepnął, wpatrując się w nią. -Na świecie są jeszcze inni mężczyzni. - A potem
odwrócił się do córki.
ROZDZIAA SZÓSTY
Biorąc pod uwagę stan emocjonalny, w jakim się znajdowała, Jeanie radziła sobie przez
resztę dnia całkiem niezle. Gdy przekroczyli wreszcie próg domu Warda, było krótko po
trzeciej. Bobbie, po drzemce w samochodzie, była jeszcze bardziej ożywiona i
podekscytowana niż przedtem. Znieg rozpadał się teraz na dobre i mała bardzo chciała
ulepić bałwana w ogrodzie. Jeanie zarządziła przedtem jednak mały podwieczorek: gorącą
czekoladę i maślane bułeczki.
Ward zadzwonił raz jeszcze do szpitala, żeby dowiedzieć się o stan zdrowia Moniki.
Pielęgniarka poinformowała go, że Monika jest bardzo wyczerpana i wciąż śpi.
Przewidywała, że ten stan utrzyma się do jutra, ale pozwoliła ją odwiedzić. Ward poprosił
pielęgniarkę, aby serdecznie pozdrowiła Monikę i powiedziała jej, że wszystko jest w
najlepszym porządku i wszyscy bardzo za nią tęsknią.
- Co do tego nie mamy najmniejszych wątpliwości - odparła pielęgniarka nieco oschle. -1
myślę, że i ona nie będzie miała, gdy zobaczy te
wszystkie kwiaty, wypełniające jej pokój. Szczerze mówiąc, mamy problemy z dotarciem
do chorej. Zupełnie, jakbyśmy przedzierali się przez dżunglę - zakończyła sarkastycznie.
Gdy odkładał słuchawkę, jego twarz rozjaśniał szeroki uśmiech. Jeanie patrzyła na niego z
lekkim zudziwieniem, więc opowiedział jej pokrótce rozmowę z pielęgniarką. I ją ubawił
szczerze ton siostry, ale w głębi duszy zazdrościła Monice. Ward niezwykle troszczył się o
tę starszą kobietę i tak się nią opiekował, jakby była częścią jego rodziny jego drugą matką.
Kiedy mu to powiedziała, pokiwał powoli głową i spojrzał wymownie na Bobbie, która
grzecznie siedziała przy stole i zajadała świeżą bułeczkę.
- Monika jest dla mnie kimś bardzo ważnym i może nawet ważniejszym niż moja własna
matka, babcia Bobbie. Moi rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci, a ja jestem wynikiem tak
zwanej wpadki. Nie, nie mogę powiedzieć, żeby mnie kiedyś zle potraktowali lub
skrzywdzili, ale nie potrafili mi okazać tego, czego potrzebuje każde dziecko - ciepła i
miłości.
Zaskoczona tym nagłym wyznaniem, patrzyła na niego w milczeniu. Zdawała sobie
oczywiście sprawę, że był to bardzo drażliwy temat.
- Przepraszam, Ward - powiedziała cicho -nie chciałam być nietaktowna i wścibska.
- Wiern, ale już dawno pogodziłem się z takim stanem rzeczy. Raz na jakiś czas, zazwyczaj
dwa, a może trzy razy w roku spełniam swój obowiązek i odwiedzam ich z małą. Starają
się być wtedy mili i cierpliwi, ale to właściwie wszystko, co mogą zaoferować.
A więc od dzieciństwa musiał polegać w głównej mierze na sobie. To wiele tłumaczy,
pomyślała Jeanie. Nadal jednak nie mogła pojąć, dlaczego wraz ze śmiercią żony
zrezygnował z życia osobistego.
- Czym zajmują się twoi rodzice? Pracują jeszcze? - zapytała, chcąc dowiedzieć się czegoś
więcej o jego życiu.
- Owszem - odparł z przekąsem. - Moja matka jest chemikiem z wykształcenia i aktualnie
pochłaniają ją jakieś badania dla przemysłu spożywczego, a ojciec jest okulistą i prowadzi
prywatnÄ… praktykÄ™.
No tak, dwoje wykształconych i bardzo inteligentnych ludzi, którzy nie mieli
najmniejszego pojęcia, jak wychować równie inteligentne i utalentowane dziecko. Boże,
co za koszmar. Chciało jej się płakać.
- Tatusiu. - Zliczne, ciemne oczka patrzyły z wyrzutem na Warda. - Nawet nie zacząłeś
swojej bułeczki, a za chwilę będzie już ciemno. Pospiesz się trochę, co?
Oboje odwrócili się jak na komendę i spojrzeli na małą osóbkę, siedzącą przy oknie. Jeanie
z fascynacją obserwowała, jak wyraz twarzy Warda zmienia się z sekundy na sekundę, jak
w jednej chwili pochmurna mina ustępuje miejsca uśmiechowi. Boże, jak on kocha to
dziecko! Przełknęła z trudem ślinę. I jaki to cud, że mała wyszła cało z tej okropnej
katastrofy, w której zginęła jej piękna matka. Ile czasu i poświęcenia go to wszystko
kosztowało... I co by było, gdyby również Bobby zginęła w wypadku? Chybaby tego nie
przeżył, przebiegło jej przez myśl, chybaby mu serce pękło. Dziś córka była całym jego
światem, lecz zarazem przypomnieniem tych szczęśliwych lat, które spędził z Patrycją,
kobietą swego życia. Jaka kobieta mogłaby rywalizować z tymi wspomnieniami i sprawić,
by Ward przestał żyć przeszłością?
Z całą premedytacją odgoniła te posępne myśli, które przyprawiały ją o ból głowy.
Wszystko wskazywało na to, że będzie to dla niej wyjątkowy weekend, nawet ten śnieg za
oknem, który przydawał całej sytuacji romantyzmu. W taką pogodę nagle zaczynamy
cenić dom i ciepło rodzinne, nasze uczucia budzą się z letargu. Jeanie postanowiła cieszyć
się tym, co podarował jej los. Oto spędzi wspaniały weekend u boku Warda. Ten
niezwykły dar pomoże jej przetrwać trudne chwile, kiedy już będzie musiała opuścić swój
raj...
Wszyscy troje bawili się doskonale, lepiąc bałwana. Solidarnie ignorowali fakt, że śniegu
było o wiele za mało i do tego był zbyt mokry. Pewnie dlatego Ward wymyślił nową
zabawę: biegali po całym ogrodzie i strząsali śnieg z krzewów i gałęzi drzew. Bobbie
piszczała z radości, a i oni śmiali się chwilami jak dzieci. Nagle mała rzuciła się na ziemię
i zaczęła tarzać się w śniegu jak psotny szczeniaczek. Cała trójka zanosiła się od śmiechu i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl