[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziora. Zdarzyło się jednak, że przejeżdżała tamtędy w drodze nad jezioro Randera
kolumna rycerzy Zakonu Alcjonu, powracajÄ…cych do swej siedziby w Deirze, aby
leczyć się z ran odniesionych podczas walk w Rendorze. Alcjonici wybili Zemo-
chów z tego patrolu co do jednego. Pogrzebali wiernego sługę i ruszyli dalej, przez
czysty przypadek omijając miejsce właściwej potyczki.
Tak się stało, że znaczne siły thalezyjskiej armii podążały za pierwszą grupą
w odstępie nie większym niż dzień drogi. Gdy okoliczni wieśniacy wyjawili im, co
się stało, pogrzebali swoich rodaków i usypali nad ich grobami kurhan. Ta druga
grupa Thalezyjczyków nigdy nie dotarła nad jezioro Randera, ponieważ dwa dni
pózniej wpadli w zasadzkę, w której wszyscy zginęli.
To wyjaśnia, dlaczego nikt nie wie, co stało się z królem Sarakiem
mruknął Ulath. Nie został przy życiu nikt, kto mógłby o tym opowiedzieć.
Czy to możliwe dumał Bevier aby ten rycerz ze świty Saraka zabrał
królewską koronę?
Owszem, możliwe przyznał Ulath. Jednakże bardziej prawdopodob-
ne, że to był miecz Saraka. Thalezyjczycy przywiązują dużą wagę do królewskich
mieczy.
Nie będzie trudno sprawdzić powiedział Sparhawk. Udamy się na
Kurhan Olbrzyma i Tynian przywoła ducha króla Saraka. A ten będzie mógł nam
powiedzieć, co stało się z jego mieczem i koroną.
195
Z tym miejscem wiąże się również pewna osobliwość wspomniał hra-
bia. Nie spisałem tego, ponieważ nie wydarzyło się to w czasie bitwy. Otóż
od stuleci chłopi pańszczyzniani widują na trzęsawiskach dookoła jeziora Venne
jakąś pokraczną postać.
Jakiś zwierz? zasugerował Bevier. Może niedzwiedz?
Myślę, że chłopi rozpoznaliby niedzwiedzia powiedział Ghasek.
Więc może łoś mruknął Ulath. Gdy pierwszy raz ujrzałem łosia, nie
chciałem wierzyć, że może istnieć coś tak dużego. Pysk łosia także nie należy do
najpiękniejszych.
Przypominam sobie, że chłopi mówili, iż ten stwór chodzi na dwóch no-
gach.
Troll? zapytał Sparhawk. Czyżby ten, który ryczał w pobliżu naszego
obozu, tam nad jeziorem?
Nie, nie troll. Był co prawda wystarczająco włochaty, ale oni mówili, że
tamten był przysadzisty i miał powykręcane członki.
Ulath nachmurzył się.
Nie przypomina to żadnego z trolli, o jakich kiedykolwiek słyszałem. . .
Nagle otworzył szeroko oczy. Ghwerig! krzyknął strzelając palcami.
To musi być Ghwerig. Wszystko się zgadza, dostojny panie Sparhawku. Ghwerig
szuka Bhelliomu, a on wie dobrze, gdzie należy szukać.
Rozdział 17
Tyle wam zawdzięczam. . . na zawsze pozostanę waszym dłużnikiem, przy-
jaciele rzekł do nich hrabia Ghasek następnego ranka, gdy przygotowywali się
na zamkowym dziedzińcu do odjazdu.
A my twoimi, hrabio zapewnił go Sparhawk. Bez twojej pomocy nie
mielibyśmy szans znalezienia tego, czego szukamy.
Powodzenia, dostojny panie Sparhawku. Ghasek uścisnął serdecznie
dłoń pandionity.
Sparhawk wyprowadził ich z dziedzińca i powiódł z powrotem w dół wąską
ścieżką do podnóża skały.
Ciekaw jestem, jaka przyszłość go czeka odezwał się z pewnym smut-
kiem Talen.
Hrabia Ghasek nie ma wyjścia powiedziała Sephrenia. Musi tam
zostać, dopóki jego siostra nie umrze. Co prawda nie jest już niebezpieczna, ale
nadal trzeba jej pilnować i zapewnić opiekę.
Obawiam się, że przez resztę swojego życia będzie bardzo samotny
westchnÄ…Å‚ Kalten.
Ma swoje księgi i kronikę zauważył Sparhawk. To całe towarzystwo,
jakiego uczony naprawdÄ™ potrzebuje.
Ulath mruczał coś pod nosem.
O co ci chodzi? zapytał Tynian.
Powinienem był się domyślić, że ten troll był nad jeziorem Venne w jakimś
konkretnym celu odparł Ulath. Oszczędziłbym nam sporo czasu, gdybym
chwilę pomyślał.
Czy rozpoznałbyś Ghweriga, gdybyś go zobaczył?
Ulath skinął głową.
To karzeł, a niewiele jest karłowatych trolli dodał. Ich matki zwykle
zjadajÄ… zdeformowane noworodki.
Okropny zwyczaj.
Cóż, trolle nie słyną z delikatności obyczajów. Prawdę powiedziawszy, na-
wet między sobą nie zawsze się zgadzają.
197
Jechali równiną u podnóża zamku hrabiego Ghaska. Słońce tego ranka świe-
ciło bardzo jasno, a ptaki śpiewały wesoło w zaroślach w pobliżu wyludnionej
wioski. Talen zboczył w jej kierunku.
Nie znajdziesz tam niczego, co mógłbyś ukraść! zawołał za nim Kurik.
Jestem tylko ciekawy i to wszystko! odkrzyknÄ…Å‚ Talen. DogoniÄ™ was
za kilka minut.
Mam za nim pojechać? spytał Berit.
Nie, niech się rozejrzy zdecydował Sparhawk. W przeciwnym razie
cały dzień będzie nam marudził.
Nagle Talen wypadł z wioski w pełnym galopie. Był śmiertelnie blady i prze-
rażony. Gdy ich dogonił, zwalił się z siodła na ziemię i wymiotował, niezdolny
wykrztusić z siebie słowa.
Lepiej sprawdzmy, co się stało rzekł Sparhawk do Kaltena. Wy za-
czekajcie tutaj.
Obaj rycerze ruszyli ostrożnie w kierunku wioski, trzymając kopie w pogoto-
wiu.
Jechał tędy powiedział cicho Kalten, wskazując czubkiem kopii na ślady
pozostawione przez konia Talena w błotnistej uliczce.
Sparhawk skinął głową. Pojechali po śladach kopyt w stronę domu, który spra-
wiał wrażenie bardziej okazałego niż inne. Zsiedli z koni, wyciągnęli miecze i we-
szli do środka.
Pomieszczenia we wnętrzu domu były zakurzone i zupełnie puste.
Tu nic nie ma zdziwił się Kalten. Ciekawe, czego chłopak się tak
bardzo wystraszył.
Sparhawk otworzył drzwi do izby na tyłach domu i zajrzał do środka.
Sprowadz tu Sephrenię powiedział posępnie.
Co tam znalazłeś?
Dziecko. Nie żyje, umarło dawno temu.
JesteÅ› tego pewien?
Sam siÄ™ przekonaj.
Kalten zajrzał do środka i jęknął ze zgrozą.
Czy na pewno chcesz, aby mateczka to zobaczyła? zapytał.
Musimy wiedzieć, co się stało.
A więc sprowadzę ją tutaj.
Wyszli obaj na zewnątrz. Kalten dosiadł konia i pogalopował, Sparhawk został
u drzwi domu. Kilka minut pózniej jasnowłosy rycerz powrócił wraz z Sephrenią.
Poprosiłem, aby zostawiła małą Flecik z Kurikiem rzekł Kalten.
Lepiej, żeby dziecko tego nie oglądało.
Masz rację odparł ze smutkiem Sparhawk. Mateczko, wybacz
zwrócił się do Sephrenii to nie będzie przyjemny widok.
Niejedno już w życiu widziałam odparła czarodziejka spokojnie.
198
Rycerze poprowadzili ją do izby na tyłach domu. Sephrenia rzuciła krótkie
spojrzenie, po czym odwróciła się gwałtownie.
Kaltenie, idz wykopać grób poleciła.
Nie mam łopaty zaprotestował.
Użyj więc własnych rąk! krzyknęła niemal dziko.
Dobrze, Sephrenio. Jej wściekłość zdawała się budzić w Kaltenie na-
bożny lęk. Wyszedł pośpiesznie.
Biedactwo litowała się Sephrenia, pochylona nad truchełkiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Odnośniki
- Strona Główna
- Diana Mars Wyspa szcz晜›liwych rozwodów
- Charles Williams The Diamond Bikini (1956) (pdf)
- Kraszewski Józef Ignacy Dante. Studja nad Komedjć… Bozkć…
- Buddha's Tales for Young and Old Volume 2 Text Only
- Grot Bć™czkowska Wanda Co bć™dzie z naszego chśÂ‚opca
- James Fenimore Cooper A Res
- Ana MarĂÂÂa Matute Wieśźa straśźnicza
- Richard_Condon_ _Honor_Prizzich
- The Barker Triplets 2 Coll
- CyberPunk 2020 Reference Book Ver.5
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- dewitalizacja.xlx.pl