[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nia, których przecież teraz nie mogła odczuwać?
Wzdrygnęła się znowu, co nie uszło jego uwagi.
- Może trzeba by wezwać doktora Armstronga
- powiedział. - Już przedtem zle się czułaś, a teraz
cała drżysz.
Imogena zaczynała tracić panowanie nad sobą.
- Nic mi nie jest - parsknęła z goryczą. - Nic
oprócz faktu, że poprzez szantaż jestem zmuszana
do współżycia z mężczyzną, którego nie pragnę,
żeby mógł spłodzić dziecko, na którym mu zależy.
Ale tego - dodała z przekąsem - na pewno panu
doktorowi nie powiesz. Znakomicie potrafisz lawi­
rować, prawda, Dracco?
- O co ci, u diabła, chodzi?
- Sam się domyśl - powiedziała wojowniczo.
- JakoÅ› nie sÄ…dzÄ™, żebyÅ› poinformowaÅ‚ LizÄ™ o swo­
ich planach wobec mnie i twojego upragnionego
dziecka. I... - Wzięła głęboki oddech i już miała
65
dodać, że jej też nie poinformował przed ślubem
o stosunkach łączących go z Lizą, lecz jej przerwał:
- Nie, oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym jej
o tym mówić?
Imogena nie posiadaÅ‚a siÄ™ z oburzenia. Jego bez­
czelność i tupet nie miały granic.
- No cóż, ona i tak siÄ™ dowie - powiedziaÅ‚a po­
gardliwie. - Miranda jej powie.
Z przerażeniem uÅ›wiadomiÅ‚a sobie, że z zapar­
tym tchem czeka, aby oświadczył, że Liza nic już
dla niego nie znaczy i wszystko miÄ™dzy nimi skoÅ„­
czone. Jak mogła być tak bezgranicznie głupia i tak
idiotycznie podatna na zranienie?
- Nasz zwiÄ…zek, nasze małżeÅ„stwo i plany, któ­
re wspólnie robimy, nie mają nic wspólnego z Lizą.
- I nie obchodzi cię, co ona na ten temat myśli?
- Moje pragnienie, by mieć dziecko, które
odziedziczy geny twojego ojca, nie wpÅ‚ywa w ża­
den sposób na życie Lizy.
- Ani nawet na wasz zwiÄ…zek?
- Znam twoje uczucia wobec Lizy, Imogeno, ale
teraz jesteś już dorosła - zaczął Dracco po chwili
milczenia. - Mój związek z nią, jak go nazywasz,
jest, jaki jest, i już się nie zmieni. Moje uczucia
wobec niej też siÄ™ nie zmieniÅ‚y - powiedziaÅ‚ najÅ‚a­
godniej, jak umiał.
Ze zdumieniem zauważyÅ‚ wyraz bolesnego nie­
dowierzania, który odmalował się w oczach Imoge-
66
ny. Zdawał sobie sprawę, jak wiele wycierpiała od
macochy i jak powiedział w sposób nieco zawoalo-
wany, w równym stopniu nie lubił jej teraz, co
i wtedy, gdy John się z nią ożenił. Uważał ją za
pÅ‚ytkÄ…, samolubnÄ… i chciwÄ… kobietÄ™, co nie zmie­
niało faktu, że zgodnie z wolą zmarłego ojca Imo-
geny miał czuwać nad regularnym wypłacaniem
należnej jej pensji. Nie był to jednak moment na
tego rodzaju wyjaśnienia.
Imogena czuła się, jakby spadł na nią wielki,
przytÅ‚aczajÄ…cy ciężar. Przez cztery lata żyÅ‚a w prze­
konaniu, że Dracco nie ma już nad nią władzy i nie
jest w stanie jej zranić, gdyż jej miłość do niego
wygasła wraz z szacunkiem i zaufaniem. Dlaczego
więc to wszystko tak bolało?
- Nienawidzę cię, Dracco - wyszeptała. - Tak,
jestem tego pewna.
Odwrócił się od niej i przez chwilę wpatrywał się
w ciemność za oknem.
- Dobrze, możesz mnie nienawidzić - powie­
dział zimno - lecz mimo to urodzisz mi syna, Imo.
- Nie dajÄ…c jej szans na odpowiedz, wyszedÅ‚ z po­
koju i zamknÄ…Å‚ za sobÄ… drzwi.
Imogena trzęsła się z wściekłości. Jak on śmiał
oczekiwać, że urodzi mu dziecko, przyznajÄ…c jed­
nocześnie, że jest w jego życiu inna kobieta? I to
nie jakaÅ› tam  inna", lecz jej macocha!
Dopiero minęła północ, lecz Imogena wiedziała,
67
że nie uśnie. Zbyt silne uczucia nią miotały. Nie
mogÅ‚a sobie darować tego snu, oburzaÅ‚a siÄ™ na wÅ‚as­
nÄ… podÅ›wiadomość, która podsuwaÅ‚a jej zdradziec­
kie obrazy. A odkrycie, że Dracco nadal kocha Li­
zę, wstrząsnęło nią znacznie bardziej niż powinno.
Wszystko to napełniało ją wściekłością i bólem.
KtoÅ› mógÅ‚by pomyÅ›leć, że wciąż kochaÅ‚a Drac­
co, a przecież tak nie było!
Gdyby tylko mogła znalezć się znów w Rio. Tam
czuła się bezpieczna i była zbyt zajęta, żeby myśleć
o Dracco. Jeśli jej się to zdarzało, to bardzo rzadko.
I naprawdę przestała go kochać, była o tym święcie
przekonana.
- Masz pół godziny na zjedzenie Å›niadania, po­
tem jedziemy do Londynu.
Te sÅ‚owa wypowiedziane przez Dracco wzbudzi­
ły w Imogenie nikłą nadzieję. Może po wczorajszej
scenie zmieniÅ‚ zdanie i chciaÅ‚ wysÅ‚ać jÄ… z powro­
tem do Rio?
Och tak! - zaklinała w myśli los, jednocześnie
informując sucho, że śniadań nie jada i w takim
razie pójdzie się spakować.
- Spakować siÄ™? - Dracco uniósÅ‚ brwi i potrzÄ…s­
nął głową. - Jedziemy zobaczyć się z adwokatem,
Imo, i dzisiaj wrócimy, więc nie potrzebujesz nic
ze sobą zabierać, chociaż sądzę, że mogłabyś się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl