[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z wrażenia. Serce jej waliÅ‚o, a jej pierwszym od­
ruchem byÅ‚o odÅ‚ożyć sÅ‚uchawkÄ™ i natychmiast za­
kończyć rozmowę.
Jednak kobieta po drugiej stronie linii jakby
zgadywała jej myśli.
- Anno, proszę mnie wysłuchać. Bardzo proszę...
Anna słuchała w całkowitym oszołomieniu.
OkazaÅ‚o siÄ™, że matka Warda doskonale zdaje so­
bie sprawę zarówno z zalet, jak i wad swojego syna.
- Ja nawet nie próbuję go usprawiedliwiać ani
za niego przepraszać - mówiła z przekonaniem.
- Chcę tylko powiedzieć ci, Anno, że on cię bardzo
kocha.
- Jeśli mnie kocha, to dlaczego pozwolił mi trwać
w fałszywym przekonaniu, że jesteśmy parą?
- Może nie wiedział, jak ma się w tej sytuacji
zachować?
- I dlatego z premedytacją mnie wykorzystał?
- Naprawdę nie chcę go usprawiedliwiać,
a fakt, że ty wykorzystałaś Ritchiego, też niewiele
tu zmienia.
- Po co pani mi to wszystko mówi? - zapytała
wreszcie Anna.
133
- Bo jestem nie tylko matką, ale także kobietą
- padÅ‚a natychmiastowa odpowiedz. - I jako ko­
bieta chcÄ™ ci uÅ›wiadomić, że twe uczucia i instyn­
kty wcale cię nie zwiodły. To, co przeżyłaś z War-
dem, nie byÅ‚o faÅ‚szem ani zÅ‚udzeniem; byÅ‚o w peÅ‚­
ni prawdziwe. On ciÄ™ naprawdÄ™ kocha.
RzeczywiÅ›cie, powiedziaÅ‚ jej to, kiedy siÄ™ ko­
chali, ale potem, kiedy odkryła całą mistyfikację,
uznała to za jeszcze jedno z jego kłamstw. A może
wtedy właśnie mówił prawdę?
- Czy to on prosiÅ‚ paniÄ… o poÅ›rednictwo? - za­
pytała prowokacyjnym tonem Anna.
- Nie, Ward jest czÅ‚owiekiem dumnym i nie­
zależnym. ByÅ‚by bardzo zÅ‚y, gdyby siÄ™ o tym do­
wiedział.
- Dlaczego więc pani to robi?
- Ponieważ chciałam się przekonać, kim jest
kobieta, w której mój dumny i wybredny syn za­
kochał się po uszy.
- I już pani wie? - zapytała Anna cicho.
- Myślę, że my, kobiety, mamy w kwestii
uczuć szczególną intuicję. Przecież ty, pomimo
amnezji poczułaś, że go kochasz.
- Czy z tego powodu mam zapomnieć o tym,
jak się zachował?
- Ależ nie - odpowiedziała stanowczo matka
Warda. - Ja chciałam ci tylko powiedzieć całkiem
po prostu, że Ward cię kocha. Jestem w końcu jego
134
matką i dobro mojego dziecka leży mi na sercu.
Ponieważ jednak to dziecko jest czterdziestodwu­
letnim mężczyznÄ…, samo musi odpowiadać za swo­
je decyzje i kierować własnym życiem.
- A gdybym pani nie powiedziała, że Ward
miał fałszywe informacje i że nie tylko nie brałam
udziału w krętactwach Juliana Coxa, lecz sama
padłam ich ofiarą, to jak by się pani czuła?
- Dokładnie tak samo - odparła kobieta i Anna
czuÅ‚a, że mówi to szczerze. - PrawdÄ™ mówiÄ…c, cie­
szę się nawet, że Ward przyznał, iż kocha cię mimo
wszystko. To dużo cenniejsze i bardziej ludzkie
niż kochanie ideału; może tego mu właśnie było
trzeba. Nie będę jednak kryła, że się cieszę, że
mój głupiutki syn był w błędzie... Nie mogę już
się doczekać, kiedy cię zobaczę.
- Niech pani nie chwali dnia przed zachodem
słońca - ostrzegła ją trzezwo Anna. - Wardowi
mogÅ‚o siÄ™ już odmienić, a poza tym nie jest po­
wiedziane, że zrobi teraz jakikolwiek gest w moim
kierunku i czy ja bym tego chciała.
- Och, Anno, nie chciaÅ‚abym zanadto siÄ™ wtrÄ…­
cać, ale... - zawahaÅ‚a siÄ™, nim dokoÅ„czyÅ‚a - po­
myślałam sobie, że pod wpływem chwili Ward był
pewnie trochÄ™ nieodpowiedzialny i mógÅ‚ zapo­
mnieć o... ewentualnych konsekwencjach...
Dopiero po paru sekundach dotarło do Anny,
co matka Warda chciała jej powiedzieć, i zaczer-
135
wieniła się na myśl, że nie tylko on zachował się
w sposób nieodpowiedzialny.
Już miaÅ‚a zaprotestować, powiedzieć, że to nie­
możliwe, kiedy olÅ›niÅ‚o jÄ…, że nie tylko jest to moż­
liwe, ale nawet wysoce prawdopodobne. Zdawało jej
siÄ™, że pokój nagle wypeÅ‚niÅ‚o sÅ‚oÅ„ce, i w jednej chwi­
li poczuła się najszczęśliwszą osobą na świecie.
Dziecko... dlaczego o tym nie pomyślała?
- Ward na pewno nie opuściłby swego dziecka
ani jego matki - powiedziaÅ‚a cicho Ruth. - I je­
szcze jedno, Anno. Pamiętaj, że kiedy Ward dowie
się, że jego informacje o twojej współpracy z Co-
xem były fałszywe, przeżyje spory szok. Aatwiej
byłoby mu wybaczyć ci twoje błędy, niż przyznać,
że sam nie miał racji. Bądz wtedy wyrozumiała
i cierpliwa.
- Dobrze.
Kiedy odłożyła słuchawkę, była tak szczęśliwa,
że chciało jej się śpiewać, skakać i tańczyć.
A więc Ward ją kocha... i wcale nie chciał się na
niej mścić ani jej upokarzać.
Poczuła się lekko, jakby ktoś nagle zdjął z jej
ramion przytłaczający ciężar.
Dee właśnie miała skręcić w podjazd do domu
Anny, gdy tuż za sobÄ… dostrzegÅ‚a dużego merce­
desa, który najwyrazniej miaÅ‚ zamiar zrobić to sa­
mo. Zahamowała i wysiadła z samochodu. Wie-
136
działa, że Anna nie spodziewa się żadnych gości.
Z rezerwą podeszła do mercedesa, który również
musiał się zatrzymać. Wystarczył jej jeden rzut
oka, by rozpoznać siedzÄ…cego za kierownicÄ… męż­
czyznę; znała go już z opowiadań Anny.
- Można wiedzieć, dokÄ…d pan jedzie? - zapy­
tała z gniewem.
Ward patrzył na nią w zdumieniu. Kim mógł
być ten babsztyl? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl