[ Pobierz całość w formacie PDF ]

213
Pisa³, zarzucaj¹c na papier krótkie, dobitne zdania, naje¿one cudzys³owami, znanemi ka¿-
demu cytatami z Pisma Swiêtego i wyj¹tkami z bajek najpopularniejszych, dosadnych i z³o-
Sliwych.
Tak siê zag³êbi³ w pracy, ¿e nie s³ysza³ cichej rozmowy za drzwiami i szmeru kroków cz³o-
wieka, st¹paj¹cego po kobiercu, okrywaj¹cym pokój.
Ujrza³ go przypadkowo, podnosz¹c od papieru oczy, aby przypomnieæ sobie koñcow¹ stro-
fê bajki Kry³owa o  Rwini i dêbie .
Przed nim sta³ Dzier¿yñski. Zimne oczy wbi³ w oblicze dyktatora i krzywi³ kurcz¹ce siê
usta.
 Szuka³em was przez ca³y dzieñ...  rzek³ Lenin, uSmiechaj¹c siê do straszliwie drgaj¹cej
twarzy Dzier¿yñskiego.
 Wiem,  odpar³,  by³em na mieScie... Szuka³em sprawców zamachu. Jeszcze wczoraj
mówi³em Wo³odarskiemu, gdzie ma ich znalexæ... Nie chcia³, czy nie Smia³...
Spojrza³ znacz¹co na Lenina i d³ugo wytrzymywa³ ostry, badawczy blask czarnych oczu
mognolskich.
 No, i có¿?  spyta³ Lenin.
 Pochowali siê, jak krety pod ziemiê,  szepn¹³,  lecz ja ich wytropiê, Kaza³em areszto-
waæ Wo³odzimirowa...
 Mego szofera?!  wykrzykn¹³ Lenin.
 Waszego szofera... Ob by³ w zmowie z zamachowcami  szepn¹³ Dzier¿yñski.  Zreszt¹,
przekonacie siê wkrótce, towarzyszu. Zostawcie tylko tê sprawê mnie!
Lenin skin¹³ g³ow¹ i wzruszy³ ramionami.
Dzier¿yñski, nic nie mówi¹c wiêcej, opuSci³ pokój.
Dyktator znowu pochyli³ siê nad biurkiem.
Cicho skrzypia³o pióro. Du¿e litery pisma wi¹za³y siê w krzywe, faliste linje, nad któremi,
jak nad zaroSlami krzaków, podnosi³y siê do wysokich drzew podobne  wykrzykniki, znaki
zapytania i cudzys³owy bez koñca.
Praca sz³a swoim trybem. Rewolucja proletarjatu nie dopuszcza³a zw³oki, chwiejnoSci,
obawy, cofania siê, wzruszeñ, pozbawiaj¹cych równowagi.
Albo wszystko, albo nic! Albo zaraz, albo nigdy!
Lenin pisa³... SzeleSci³ papier. Jak cykanie zjadliwego owadu cienko zgrzyta³o pióro.
W korytarzu i na dworze rozlega³y siê twarde, ciê¿kie kroki.
Zbrojni w karabiny i granaty £otysze strzegli proroka wolnoSci i szczêScia nêdzarzy, goto-
wi w ka¿dej chwili porwaæ, przebiæ bagnetem, rozszarpaæ Smia³ka, wdzieraj¹cego siê do kux-
ni promiennego jutra...
214
ROZDZIA£ XXV.
Do Piotrogrodu ze wszystkich stron Rosji d¹¿yli ch³opi, robotnicy, mieszczanie i szlachta,
wybrani do konstytuanty.
W tem Srodowisku ró¿norodnych ludzi wrza³a wytê¿ona praca.
Dwie najruchliwsze partje  ludowcy i bolszewicy agitowali zawziêcie, poci¹gaj¹c przy-
jezdnych pod swoje sztandary.
Socjal rewolucjoniSci, obawiaj¹c siê zbrojnego zamachu Lenina na Zgromadzenie Naro-
dowe, wy³onili z siebie komitet obrony, kierowany przez Borysa Sawinkowa. Werbowano
¿o³nierzy i ochotników z poSród ró¿nych wyrzutków spo³eczeñstwa, nawet z  czarnych secin
carskich, ukrywaj¹cych siê na prowincji, gdzie has³a komunistów nie zwyciê¿a³y dot¹d. Za-
mierzano w chwili stosownej rzuciæ siê na Radê komisarzy ludowych i wyr¿n¹æ ich do nogi.
Lenin wiedzia³ o tem i dzia³a³ w tajemnicy.
Piotrogród by³ podzielony na dzielnice, czujnie strze¿one przez wierne wojsko i dru¿yny
robotnicze. Niemal codzieñ znikali bez Sladu najbardziej energiczni wrogowie dyktatury pro-
letarjatu, o losie ich wiedzia³a tylko  czeka , straszliwa czerwona kloaka, ociekaj¹ca krwi¹,
i jej twórca  Lenin.
Chocia¿ zrêczni agitatorowie bolszewiccy z powodzeniem rozk³adali masê delegatów kon-
stytuanty, komisarze nie byli jednak pewni ostatecznych wyników.
5-go stycznia roku 1918 Lenin naradza³ siê d³ugo z Dybienk¹ i Antonowym, a póxniej
opracowywa³ manifest proletarjatu do konstytuanty, z ¿¹daniem uznania w³adzy Rady komi-
sarzy ludowych i Komitetu Wykonawczego, za co obiecywa³ dopuSciæ zwo³anie Zgromadze-
nia Narodowego z g³osem doradczym.
 Towarzyszu!  wo³ali Trockij, Zinowjew, Kamieniew i inni.  JesteSmy zaledwie czwart¹
czêSci Zgromadzenia Narodowego, jak¿e mo¿emy ¿¹daæ i wystawiaæ takie wprost zuchwa³e
wymagania? Wojna domowa nieunikniona, a wtedy prowincja  zgubiona dla nas!
Lenin s³ucha³ uwa¿nie, t³umaczy³, przekonywa³ chwiejnych a gdy zrozumia³, ¿e nic nie
wskóra, zawo³a³:
 Po³owê Zgromadzenia stanowi¹ socjal rewolucjoniSci. S¹ to  gard³uj¹ce draby . ¯adnej
si³y nie osiadaj¹. Rozpêdzimy tê ho³otê!
D³ugo jeszcze trwa³y narady. Towarzysze wychodzili niespokojni. Zbli¿aj¹cy siê dzieñ
obrad konstytuanty nie wró¿y³ dla nich nic dobrego.
Tylko W³odzimierz Lenin widzia³ wyraxnie przebieg wypadków.
6-go stycznia czerwone wojska bezkarnie rozstrzeliwa³y na ulicach licznych demonstran-
tów. marynarze Dybienki otoczyli Pa³ac Taurydzki, gdzie mia³o odbywaæ siê Zgromadzenie
Narodowe, wygra¿ali i obsypywali obelgami przybywaj¹cych delegatów.
215
Zgromadzenie, po wys³uchaniu ¿¹dañ Rady komisarzy ludowych, odmówi³o uznania jej
za najwy¿sz¹ w³adzê w Rosji. Wtedy do sali wkroczy³ oddzia³ zbrojnych marynarzy, a olbrzy-
mi, ponury bosman ¯elezniakow rozpêdzi³ delegatów.
Lenin przez kilka dni uwa¿nie studjowa³ dzienniki wszystkich obozów i stawa³ siê coraz
weselszy. Zacieraj¹c rêce, rzek³ do Nadziei Konstantynówny:
 Mój zamach na s³awetn¹  wolê ludu uda³ siê! Naród, znu¿ony bezsiln¹ powodzi¹ s³Ã³w
i czczych hase³, przyj¹³ ze spokojem wiadomoSæ o zgodnie wymarzonej konstytuanty. Pragnie
tylko czynu, nie s³Ã³w. My podbijemy go czynem!
Przeszkody na tej drodze nie by³y jednak ostatecznie usuniête.
Pozostawali Niemcy.
Rozpoczynali ofenzywê.
Lenin rozumia³, ¿e zdobycie przez nich stolicy zada cios rewolucji,  gdy¿ prawie ca³a
ludnoSæ kraju bêdzie uwa¿a³a Niemców za zbawców Rosji.
Nale¿a³o powstrzymaæ nieprzyjaciela od tego zamiaru. Lenin postanowi³ pokrzy¿owaæ pla-
ny Niemców i uczyniæ bezcelowym marsz ich na Piotrogród.
Na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego wniós³ projekt przeniesienia siê do Moskwy.
 Ucieczka?!  wybuchnê³y okrzyki.  Kapitulacja przed imperjalizmem?! ZginêliSmy!
Trockij wyst¹pi³ z d³ug¹ i gor¹c¹ moc¹. Dowodzi³, ¿e opuszczenie Piotrogrodu spowoduje
ostateczn¹ klêskê partji.
 Smolny Instytutu otoczony jest legend¹, sta³ siê fetyszem!  wo³a³.  Gdy zniknie legen-
da,  rozwieje siê urok naszej w³adzy. Nie mamy prawa czyniæ tego!
 Musimy pozostaæ i umrzeæ z honorem na naszych stanowiskach!  krzykn¹³ z patosem
Zinowjew, podnosz¹c nad g³ow¹ PiêSæ.
Towarzysze przera¿onemi, oburzonemi g³osami wypowiadali swoje zdania i z wSciek³o-
Sci¹ napadali na wodza. jeszcze chwila i móg³by byæ zgubiony w oczach pokornego przed
chwil¹ i wielbi¹cego go t³umu ludzi, wyci¹gniêtych przez niego z nêdzy i nicoSci.
Lenin s³ucha³, nie przerywaj¹c nikomu, spokojny, prawie weso³y. Nikt nie widzia³, ¿e pal-
ce mu kurczy³y siê, jak pazury drapie¿nego zwierza. Rêce trzyma³ na kolanach, ukryte pod
sto³em, aby nie zdradzi³y jego uczuæ.
Nareszcie zgie³k i wrzawa uciszy³y siê. Wszyscy patrzyli na wodza groxnie, podejrzliwie.
Lenin wsta³ i mówiæ zacz¹³.
G³os dr¿a³, przerywany sycz¹cemi, chrapliwemi westchnieniami.
 Podziwiam was, towarzysze! Zachwycam siê waszem bohaterstwem i wiernoSci¹ dla
sprawy proletarjatu! Zaiste imiona wasze przejd¹ do historji obok imion Dantona, Marata, [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl