[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaskoczenia. - SkoÅ„czyÅ‚em matematykÄ™ w Cam­
bridge, a przy okazji liznÄ…Å‚em greki i Å‚aciny oraz
udaÅ‚o mi siÄ™ zdobyć pewnÄ… wiedzÄ™ z dziedziny bio­
logii i praktycznej anatomii.
- Touche- powiedziaÅ‚a Kathryn. - MiaÅ‚eÅ› tÄ™ prze­
wagę, że jesteś najstarszym synem bogatego para,
172
który zadbał o twoją edukację, posyłając cię do
szkoły i na uniwersytet.
- A ty córkÄ… postÄ™powego i bardzo wyksztaÅ‚co­
nego przyrodnika.
- Który kazał mnie uczyć tradycyjnych kobiecych
umiejÄ™tnoÅ›ci zamiast biologii, greki czy Å‚aciny. - Na­
gle poczuła się nieswojo, że krytykuje własnego ojca.
- Muszę mu oddać, że nigdy nie cenzurował moich
lektur ani nie zakazywaÅ‚ uczestniczenia w spotka­
niach towarzyskich z jego uczonymi kolegami, lecz
część swojej rozległej wiedzy przekazał mi dopiero
wtedy, gdy potrzebowaÅ‚ mojej pomocy, żeby dokoÅ„­
czyć pracę.
- W dodatku całkiem pominął lekcje praktycznej
anatomii - dorzucił Andrew.
- Widocznie byÅ‚ zdania, że przyswojÄ™ jÄ… w natu­
ralny sposób, kiedy wyjdę za mąż i urodzę dzieci.
Drew nachylił się i musnął brodą jej kark. Jego
oddech połaskotał ją w ucho.
- Co tylko potwierdza moją tezę, że ten znany
naukowiec nie grzeszyÅ‚ spostrzegawczoÅ›ciÄ…. ZwÅ‚asz­
cza jeśli chodzi o własną córkę.
- Naprawdę tak uważasz? - zdziwiła się Kathryn.
- ByÅ‚ jednym z najbardziej szanowanych przyrod­
ników w Anglii.
- NazwaÅ‚ ciÄ™ Wren, choć nie masz nic wspólne­
go ze zwyczajnym, nudnym, pospolitym strzyży­
kiem. A przecież każdy widzi, że jesteÅ› piÄ™kna i wy­
jÄ…tkowa.
- Ty nigdy nie używasz mojego przydomku.
Czyżby dostrzegł, że z miłej, ale raczej przecięt-
173
nej dziewczyny zmieniÅ‚a siÄ™ w wyrafinowanÄ… i ele­
ganckÄ… kobietÄ™?
- Bo to imiÄ™ do ciebie nie pasuje. Dla mnie za­
wsze byłaś Kathryn, a nie Wren.
- Zatrzymaj konia - poprosiła.
- Po co?
- Bo chcę cię pocałować.
- Tutaj? Teraz?
Znajdowali siÄ™ blisko Swanslea i w każdej chwi­
li ktoś mógł ich dostrzec i rozpoznać. Kathryn
wprawdzie twierdziła, że nie dba o swoją reputację,
ale Drew nagle sobie uświadomił, że jemu zależy na
jej dobrym imieniu.
- A dlaczego nie?
- Ponieważ zobaczy nas pół wioski.
WÅ‚aÅ›nie przejeżdżali przez rosnÄ…cy nad strumie­
niem zagajnik, gdzie poprzedniego dnia jedli razem
lunch. W tym momencie markiz zorientował się, że
szum w uszach nie jest wyÅ‚Ä…cznie rezultatem nie­
oczekiwanej propozycji Kathryn. To pracował
mÅ‚yn. Kilku mieszkaÅ„ców Swanslea czekaÅ‚o na mÄ…­
kę, drogą nadjeżdżał kolejny wóz.
Wren obejrzała się przez ramię.
- Nikt nie zwraca na nas uwagi.
- Ale zwróci, gdy zaczniemy się całować.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- A mnie owszem - powiedziaÅ‚ cicho, zaskoczo­
ny własnymi słowami. - Dziwne, ale tak jest. Nie
widzę powodu, żeby dostarczać ludziom tematu do
plotek.
Wren westchnęła.
174
- Powinnam być ci wdzięczna za troskę o moją
reputacjÄ™, ale jestem w stanie myÅ›leć tylko o two­
ich ustach.
- Do licha! Jeśli cię nie pocałuję, będę głupcem,
a jeśli ustąpię, wyjdę na łotra.
Zatrzymał wierzchowca i odwrócił ją do siebie.
- Całować czy nie całować? Oto jest pytanie -
szepnęła Kathryn.
W innych okolicznościach Drew zaśmiałby się
i szybko rozstrzygnÄ…Å‚ hamletowski dylemat, lecz jej
wątpliwości nagle go otrzezwiły.
- Przynajmniej jedno z nas musi zachować roz­
sądek. Niech okażę się największym głupcem na
Å›wiecie, ale nie zamierzam szargać twojego dobre­
go imienia.
- Ono już zostało zaszargane - przypomniała
Wren.
- Nie przeze mnie. I nie tutaj, wÅ›ród ludzi, któ­
rych opinia naprawdÄ™ siÄ™ liczy.
- NiecaÅ‚y tydzieÅ„ temu daÅ‚eÅ› mi czas na oswoje­
nie się z myślą, że zostanę twoją kochanką. Właśnie
powzięłam decyzję.
- A ja się rozmyśliłem - oznajmił Drew.
- Co takiego?!
- yle postÄ…piÅ‚em, próbujÄ…c zmusić ciÄ™ do ulegÅ‚o­
ści. Moim jedynym wytłumaczeniem może być to,
że czułem urazę. Złożyłem ci propozycję w chwili
gniewu. Teraz nie jestem pewien, czy rzeczywiście
tego chcÄ™.
- Rozumiem.
- Nie sądzę. - Odgarnął jej włosy z twarzy, na-
175
chylił się i musnął ustami czoło. - Moja odmowa
nie oznacza, że nie pragnę twoich pocałunków. -
Uśmiechnął się blado. - Wprost przeciwnie. Bardzo
ich pragnÄ™, ale nie jestem Å‚ajdakiem, tylko idiotÄ….
Wracajmy do domu. Masz dzisiaj lekcjÄ™ jazdy,
a twój syn nie może się doczekać, żeby cię nauczyć
machania widłami.
20
Nie wystarczy zdobywać mÄ…droÅ›ci, trzeba jesz­
cze z niej korzystać
Cyceron, 106-43 p.n.e.
Pierwsza lekcja jazdy była już w toku, kiedy na
padok przybyli Kit i panna Allerton.
- Spójrz na mojÄ… mamÄ™! - krzyknÄ…Å‚ chÅ‚opiec, ciÄ…g­
nąc guwernantkę za rękaw.
Wren odwróciła głowę i zobaczyła, że oczy Ally
rozszerzajÄ… siÄ™ ze zdziwienia na widok jej burgundo-
wego stroju. Siedziała wyprostowana w siodle i lekko
trzymała wodze, a Drew prowadził Felicity na lonży.
Opanowawszy umiejÄ™tność dosiadania wierz­
chowca, zsiadania i utrzymywania równowagi na
końskim grzbiecie, Kathryn nie stała się od razu tak
znakomitÄ… amazonkÄ… jak przyjaciółka, ale byÅ‚a bar­
dzo zadowolona ze swoich postępów.
- Głowa do góry, wzrok przed siebie! - zawołał
Andrew. - Ręce szerzej i swobodniej.
Z aprobatÄ… skinÄ…Å‚ gÅ‚owÄ…, kiedy uczennica wypeÅ‚­
niła polecenia. Jeszcze dwa razy oprowadził konia
wokół padoku i zakończył lekcję. Felicity tak rap-
177 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl