[ Pobierz całość w formacie PDF ]

razu. Sara kiwnêÅ‚a gÅ‚ow¹ pani Bates i stanêÅ‚a za ni¹, kÅ‚ad¹c rêce na jej dÅ‚oniach,
¿eby przej¹æ rytm masa¿u serca; pani Bates poszÅ‚a sprawdziæ dopÅ‚yw tlenu.
Ed stał z boku i patrzył. Nie miał tu nic do roboty. Sara i pani Bates wiedzia-
Å‚y, jak siê zachowaæ, ratowanie Gilesa wyraxnie byÅ‚o rutyn¹. PoruszaÅ‚y siê w mil-
czeniu, ale z determinacj¹ niemal rozpaczliw¹. Sara, skupiona i powa¿na, caÅ‚¹
uwagê koncentrowaÅ‚a na tym, co nale¿aÅ‚o zrobiæ.
173
Do pokoju wszedÅ‚ Bates, dysz¹c ciê¿ko, i w tej samej chwili rozlegÅ‚ siê z od-
dali sÅ‚aby dxwiêk sygnaÅ‚u pêdz¹cej karetki.
 Ja pójdê  powiedziaÅ‚ Ed zadowolony, ¿e mo¿e coS zrobiæ.
Zbiegł na dół; wielkie oszklone drzwi czekały otwarte, kiedy karetka zatrzy-
maÅ‚a siê przed schodami. WysypaÅ‚o siê z niej kilku mê¿czyzn, którzy pobiegli na
tyÅ‚ samochodu po nosze. PowiedziaÅ‚ im zwiêxle, co siê staÅ‚o i dok¹d maj¹ siê
udaæ. W nastêpnej chwili zniknêli na schodach.
Potem czekaÅ‚. MinêÅ‚o dziesiêæ minut, zanim siê ukazali; towarzyszyÅ‚a im Sara,
trzymaj¹c przenoSny cylinder z tlenem. Nadal caÅ‚kowicie skupiona na Gilesie, nie
podniosÅ‚a nawet oczu znad jego twarzy, poruszaj¹c siê instynktownie. Wyszli ra-
zem z domu. Mê¿czyxni umieScili nosze w karetce, a Sara usiadÅ‚a obok nich. Po-
tem drzwi siê zamknêÅ‚y i karetka odjechaÅ‚a. Do Eda podszedÅ‚ Bates.
 Dok¹d go zabrali?  spytaÅ‚ Ed. Kiedy dostaÅ‚ odpowiedx, zarz¹dziÅ‚:  Znajdx
Jamesa i powiedz mu, co siê staÅ‚o. Ja jadê za nimi moim samochodem.
 Wiem, gdzie jest James  odparł Bates.
W szpitalu Ed zapytaÅ‚ o lady Sarê Luttrell, której m¹¿ zostaÅ‚ niedawno
przywieziony z atakiem serca. Kiedy j¹ odszukaÅ‚, siedziaÅ‚a na Å‚awce w pobli-
¿u zamkniêtych podwójnych drzwi, wyprostowana, bardzo spokojna, z rêka-
mi zaciSniêtymi mocno na kolanach. UsiadÅ‚ koÅ‚o niej i poÅ‚o¿yÅ‚ dÅ‚oñ na jej
rêkach. ByÅ‚y lodowato zimne, ale zacisnêÅ‚y siê natychmiast z caÅ‚ej siÅ‚y wokół
jego dłoni.
 MiaÅ‚ySmy ju¿ puls, ale serce zatrzymaÅ‚o siê znowu w karetce  powiedzia-
Å‚a z wielkim spokojem.
 Co to jest, zawał?
KiwnêÅ‚a gÅ‚ow¹.
 Trzeci. Ostatnim razem uprzedzano nas, ¿e trzeci bêdzie prawdopodobnie
Smiertelny. Widzisz, jego serce bardzo osłabiły poprzednie dwa. Przy drugim jego
¿ycie wisiaÅ‚o na wÅ‚osku. Podobno miêsieñ wiotczeje, rozumiesz, mêczy siê, nie
mo¿e pracowaæ jak nale¿y. Jest coraz sÅ‚abszy i sÅ‚abszy, a¿ w koñcu dochodzi do
przerwania.
Potem siedzieli i czekali w milczeniu. Ludzie przechodzili koło nich, drzwi
otwieraÅ‚y siê i zamykaÅ‚y, gÅ‚osy krzy¿owaÅ‚y siê nad ich gÅ‚owami, dzwoniÅ‚y telefo-
ny, a Ed siedziaÅ‚ patrz¹c, jak du¿a wskazówka Sciennego zegara okr¹¿a powoli
cyferblat. SpojrzaÅ‚ na Sarê. SiedziaÅ‚a z nieobecnym wyrazem twarzy jakby wy-
rzexbionej w kamieniu, a wyostrzone rysy podkreSlaÅ‚y piêkn¹ strukturê koSci. Je-
dyn¹ oznak¹ napiêcia byÅ‚o nieustanne przygryzanie dolnej wargi. Czekanie jest
najgorsze, pomySlaÅ‚. To tak jak z kawaÅ‚kiem gumy, któr¹ siê naci¹ga, naci¹ga,
a czÅ‚owiek czeka spiêty, skurczony, a¿ pêknie, gwaÅ‚townie odskoczy i uderzy go
prosto w twarz.
Kiedy to siê staÅ‚o, kiedy drzwi siê otworzyÅ‚y i pojawiÅ‚ siê w nich lekarz, od-
czuli niemal ulgê, chocia¿ spojrzawszy na niego oboje wiedzieli, co im przycho-
dzi obwieSciæ.
174
 Przykro mi  powiedziaÅ‚.  Serce nie zaczêÅ‚o pracowaæ. ByÅ‚o zbyt osÅ‚a-
bione, drgnêÅ‚o kilkakrotnie, ale nie daÅ‚o rady ruszyæ normalnie. Bardzo mi przy-
kro  powtórzył.
Sara kiwnêÅ‚a gÅ‚ow¹, jakby to, czego oczekiwaÅ‚a, nadeszÅ‚o we wÅ‚aSciwym
trybie.
 Dziêkujê  odparÅ‚a i wstaÅ‚a.  Wiem, ¿e zrobiÅ‚ pan wszystko, co byÅ‚o mo¿-
na. Czy mogê go zobaczyæ?
 JeSli pani sobie ¿yczy.
Doktor odwróciÅ‚ siê, otworzyÅ‚ jedne z podwójnych drzwi i przepuSciÅ‚ Sarê
przed sob¹; sam poszedÅ‚ za ni¹, a drzwi znów siê zamknêÅ‚y.
Ed usiadł i spojrzał na zegar. Ich oczekiwanie trwało zaledwie dwadzieScia
minut.
SiedziaÅ‚ w tym samym miejscu, kiedy zjawiÅ‚ siê James. PrzebyÅ‚ korytarz bie-
giem i zadyszany zatrzymaÅ‚ siê przed Edem.
 UmarÅ‚ przed chwil¹  powiedziaÅ‚ Ed.  Jest przy nim teraz twoja mama.
 Jak to siê staÅ‚o?
Ed mu powiedział.
 ByliSmy na tak¹ ewentualnoSæ przygotowani, ale teraz, kiedy to siê zdarzy-
Å‚o& mimo wszystko prze¿ywa siê szok  zacz¹Å‚ James przygnêbionym gÅ‚osem,
siadaj¹c obok Eda.  Choroby serca nale¿¹ do tradycji w rodzinie& to znaczy
u Luttrellów. Dziadek Luttrell umarÅ‚ na atak serca. Znalexli go w ogrodzie ró¿a-
nym, na ulubionej Å‚awce, z rêkami opartymi na lasce i gÅ‚ow¹ opuszczon¹ na pier-
si, jakby drzemał.
 ByÅ‚ bardzo miÅ‚ym czÅ‚owiekiem  zauwa¿yÅ‚ Ed.
 No oczywiScie, przecie¿ ty go znaÅ‚eS, prawda? ZapomniaÅ‚em.
Przez chwilê obaj siedzieli w milczeniu. Potem James zapytaÅ‚:
 I co teraz zrobimy?
 Trzeba wzi¹æ mamê do domu. Tu nie mamy ju¿ nic do zrobienia, ale trzeba
bêdzie zaÅ‚atwiæ ró¿ne formalnoSci.
 Mówisz o pogrzebie?  James zamilkÅ‚ znów na chwilê, po czym wyznaÅ‚: 
Jeszcze nigdy nie byłem na pogrzebie. Kiedy umarł dziadek Luttrell, byłem za
mały, a kiedy umarł dziadek Brandon, miałem jeszcze mniej lat.  Popatrzył na
Eda z zastanowieniem.  Ty pewnie bywałeS na pogrzebach.
 Owszem.
W podwójnych drzwiach pokazaÅ‚a siê Sara, której kurtuazyjnie dotrzymywaÅ‚
towarzystwa lekarz. James podszedÅ‚ do niej i wzi¹Å‚ j¹ za rêce. PrzywitaÅ‚a go uSmie-
chem, nikÅ‚ym, roztargnionym, zaabsorbowana tym, co siê staÅ‚o. Doktor przeniósÅ‚
zaciekawione spojrzenie z Jamesa na Eda, ale nie odezwaÅ‚ siê. Sara zwróciÅ‚a siê
do niego:
 Dziêkujê jeszcze raz za wszystko, co pan zrobiÅ‚  powiedziaÅ‚a.  Jestem
panu bardzo wdziêczna.
Wyci¹gnêÅ‚a do niego rêkê. UScisn¹Å‚ j¹, kiwn¹Å‚ gÅ‚ow¹ i zostawiÅ‚ ich samych.
175
James popatrzyÅ‚ na Eda niepewnie. Ed wzi¹Å‚ Sarê za ramiê.
 Tutaj nie ma ju¿ nic wiêcej do zrobienia. Zawiozê ciê do domu. Idziesz,
James?
 Po¿yczyÅ‚em samochód od Tima Carew. Muszê go oddaæ. Tim bêdzie go
potrzebowaÅ‚, ¿eby wróciæ do siebie.
 A jak siê dostaniesz do Luttrell Park?
 Co mówisz?  James patrzyÅ‚ bacznie na matkê.  No, Pam mnie podrzuci.
Dobrze siê czujesz?
W jego gÅ‚osie brzmiaÅ‚o zatroskanie, byÅ‚ wyraxnie niespokojny. USmiechnêÅ‚a
siê do niego znowu, choæ jedynie ustami.
 Tak  zapewniÅ‚a, klepi¹c go po ramieniu.  Nie martw siê, kochanie. Ed
jest ze mn¹.
Odprê¿yÅ‚ siê od razu w widoczny sposób.
 Wobec tego do zobaczenia w domu  powiedziaÅ‚. Obj¹Å‚ j¹ mocno i przez mo-
ment stali nieruchomo, ciasno przytuleni.  Przykro mi  dodał stłumionym głosem.
DotknêÅ‚a jego policzka, uSmiechaj¹c siê do niego znowu ze sÅ‚odycz¹ i roztar-
gnieniem. Miała nieobecne spojrzenie.
OdezwaÅ‚a siê ponownie dopiero w poÅ‚owie drogi do domu.
 Wygl¹daÅ‚ tak mÅ‚odo, zupeÅ‚nie jak kiedyS  zauwa¿yÅ‚a.  Jakby jego twarz
zrobiÅ‚a siê na powrót& ludzka.
James musiaÅ‚ wczeSniej zatelefonowaæ do domu, bo kiedy tylko weszli, Ba-
tes, wstrz¹Sniêty i nieszczêSliwy, zbli¿yÅ‚ siê natychmiast do Sary. WziêÅ‚a jego rêkê
w swoje dłonie.
 Drogi Bates  powiedziała.  Zawsze robiłeS dla niego, co tylko mogłeS.
Pragnê ci podziêkowaæ.
Przez moment nie byÅ‚ w stanie przemówiæ; udaÅ‚o mu siê odezwaæ dopiero po
chwili:
 NapaliÅ‚em w kominku w salonie. Proszê tam przejSæ, a ja przyniosê herbatê.
 Dobrze  zgodziÅ‚a siê Sara z wdziêcznoSci¹  Swietny pomysÅ‚. Dziêkujê
ci, Bates.
Ogieñ na kominku pÅ‚on¹Å‚ jasno. Sara podeszÅ‚a i staÅ‚a przed nim chwilê grze-
j¹c dÅ‚onie. Potem spojrzaÅ‚a na portret Gilesa. Ed zbli¿yÅ‚ siê do niej, stan¹Å‚ z tyÅ‚u
i oboje trwali w milczeniu, a¿ Sara, nadal bez sÅ‚owa, odwróciÅ‚a siê Slepo prosto
w jego ramiona. PrzytuliÅ‚ j¹, trzymaj¹c w mocnym uScisku, a obie jej dÅ‚onie uchwy-
ciÅ‚y siê go silnie, jakby szukaÅ‚a w nim oparcia. PoÅ‚o¿yÅ‚a mu gÅ‚owê na piersi, a on
oparÅ‚ policzek na jej wÅ‚osach. Stali w milczeniu, bez ruchu, objêci. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl