[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wziął żonę w objęcia.
- Kocham cię - szepnął i pocałował ją żarliwie.
- Sinclairze, muszę ci coś powiedzieć - zaczęła
ostrożnie Victoria.
- Już wiem.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- I mimo to wysłałeś mnie na wieś?
- Nie, nie. - Przytrzymał ją mocno, żeby mu nie
uciekła. - Dowiedziałem się wczoraj od Alexandry
Balfour.
- Od Alexandry?
- ZdzieliÅ‚a mnie pięściÄ…, a potem przekazaÅ‚a no­
winÄ™ o dziecku.
We fiołkowych oczach rozbłysły iskierki.
- Lex cię uderzyła? Luciena nigdy nie biła.
- Odniosłem wrażenie, że jest na mnie zła, nawet
wściekła. Na Boga, Victorio, pokonałaś konno całą
drogÄ™ z Akademii do Althorpe? Na pewno dobrze
siÄ™ czujesz?
- Teraz tak.
Pocałował ją znowu.
- Masz prawo mnie spoliczkować. Wiem, że cię
zraniłem i rozgniewałem.
- ByÅ‚am zÅ‚a, póki nie zrozumiaÅ‚am twojego postÄ™­
powania. Co cię w końcu przekonało, że to Kingsfeld?
Zerknęła na podest, ale Sinclair czym prÄ™dzej za­
słonił sobą przykry widok.
- Twoje argumenty. A poza tym odkryłem, że
Astin miał pod Paryżem fabrykę lamp.
- Zabił Thomasa z powodu lamp?
- Tak się złożyło, że ją zwiedziłem, bo jeden z ge-
329
nerałów Bonapartego przegrał ze mną zakład
o strzelbę, a ponieważ obaj byliśmy pijani, zabrał
mnie do wytwórni broni. Dopiero teraz siÄ™ okaza­
ło, że należała do Kingsfelda i że w czasie wojny
wcale nie produkowano w niej lamp.
- Więc zasłużył sobie na śmierć - skwitowała Vic-
toria z przekonaniem. - MyÅ›lisz, że twój brat od­
krył prawdę?
- Astin pewnie siÄ™ tego baÅ‚. Podobno Thomas za­
mierzaÅ‚ do projektu ustawy doÅ‚Ä…czyć listÄ™ wszyst­
kich parów, którzy mają nieruchomości we Francji.
- PodejrzewaÅ‚ Kingsfelda, bo inaczej nie chowaÅ‚­
by notatek.
Sinclair pokiwał głową, a następnie przeniósł
wzrok na Christophera i babciÄ™ AugustÄ™, stojÄ…cych
przy balustradzie.
- Przepraszam, że nie mogłem wam wcześniej
nic powiedzieć.
- Mimo wszystko powinieneÅ› byÅ‚, ty oÅ›le - rzu­
cił Kit gniewnym tonem.
W tym momencie z hukiem otworzyły się drzwi
wejściowe.
- Sin!
- Jesteśmy na górze. Wszystko w porządku.
Crispin z dudnieniem wbiegÅ‚ po schodach, zatrzy­
mujÄ…c siÄ™ na moment, żeby spojrzeć na ciaÅ‚o Kings­
felda.
- DziÄ™ki Bogu! ZjeżdżajÄ…c ze wzgórza, sÅ‚yszeli­
śmy strzał.
Kilka sekund pózniej zjawili się Wallace i Bates.
- Robię się za stary na takie rzeczy - wychrypiał
Wally, dysząc ciężko.
330
- Nie szkodzi - powiedział Sinclair, przytulając
żonę. - Właśnie przeszedłem na emeryturę.
- Obawiam siÄ™, Sin, że mamy jeszcze jednÄ… spra­
wę do załatwienia w Londynie - wtrącił Harding.
Sinclair przez chwilę patrzył na niego pustym
wzrokiem. PomÅ›ciÅ‚ Thomasa, skoÅ„czyÅ‚ ze szpiego­
waniem i kłamstwami. Nareszcie mógł pomyśleć
o przyszłości zamiast wciąż oglądać się przez ramię.
CzekaÅ‚o go normalne życie: z żonÄ…, dziećmi i stad­
kiem zwierzÄ…t. Chyba nie miaÅ‚by nic przeciwko te­
mu, gdyby Victoria postanowiÅ‚a przygarnąć osiero­
conego słonia.
-JakÄ… sprawÄ™? - zapytaÅ‚a Victoria, opierajÄ…c gÅ‚o­
wÄ™ o pierÅ› Sina.
- Marleya.
- Marleya? Przecież on nic złego nie zrobił, prawda?
- Nie licząc tego, że próbował mi cię ukraść.
- Nie miał najmniejszej szansy.
- Kazałem go aresztować, żeby wprowadzić Kings-
felda w błąd. Musimy wrócić do Londynu, zanim go
powieszÄ….
Jej wargi drgnęły.
- Biedny John.
- Tak. Od tej pory tylko ja bÄ™dÄ™ wpÄ™dzaÅ‚ ciÄ™ w kÅ‚o­
poty.
Victoria roześmiała się i uściskała męża.
- Czy to obietnica? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl