[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wynurzył się Darley. Przez chwilę otrzepywał się z kurzu,
jego ubrania nie pokrywały jednak pajęczyny i brud, które
powinny znajdować się w nie używanym od wielu lat
korytarzu. Panowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia,
nie powiedzieli jednak ani słowa, by nie przestraszyć dam.
Bez wątpienia ktoś korzystał z tego przejścia całkiem
niedawno.
Owo spojrzenie nie uszło uwagi Marian, próbowała
się domyślić, cóż miałoby ono znaczyć, jednak do pokoju
wbiegła jej matka, podekscytowana odkryciem tajemnego
korytarza. MówiÅ‚a niemal bez przerwy, snujÄ…c przy­
puszczenia na temat przeznaczenia owego przejścia.
Panowie bez trudu domyślili się, czemu mógł służyć,
nie mówili jednak wdowie o swych domysÅ‚ach. Naj­
prawdopodobniej pokój ten zajmowaÅ‚a kochanka jej by­
łego męża.
Marianna poczekała, aż potok słów płynący z ust lady
Grace ustanie choć na chwilę, po czym zapytała:
- Skąd pan O'Toole mógł wiedzieć o tym przejściu?
Reginald przywołał na twarz wyraz zakłopotania.
- Twierdził, że pracował kiedyś dla starego markiza.
Nie wiedziałem wtedy, czy mam mu wierzyć, czy też nie.
Myślę, że powinienem był jednak uwierzyć.
Lady Grace wyglądała na zaskoczoną.
- Myślę, że jest za młody, by mógł kiedykolwiek
pracować dla George'a. George umarł przecież przed
dwudziestu laty. Pan O'Toole musiał być wtedy jeszcze
dzieckiem. Zresztą nawet wówczas powinnam go była
zapamiętać.
182
KLEJNOT
Na chwilę zapadło głuche milczenie. Przerwał je pan
Montague:
- Czy to możliwe, by pracował dla nowego markiza?
Wszyscy zwrócili się ku lady Grace, która wzruszyła
tylko swymi delikatnymi ramionami.
- To chyba możliwe, ale z tego, co wiem, nowy markiz
jest tutaj od bardzo niedawna. Jest Amerykaninem, jak już
wiecie. Trzeba było cofnąć się aż do potomków piątego
markiza, żeby odnalezć prawowitego spadkobiercę. - To,
że nie udało jej się dać syna swemu pierwszemu mężowi,
było jedną z największych porażek w jej życiu. Nigdy nie
miała żalu o to, że odebrano jej majątek po śmierci
markiza. %7łałowała jedynie, że miała tak mało czasu, by
wypełnić swój obowiązek.
- O'Toole nie mówił z amerykańskim akcentem - po-
wiedział Montague raczej do siebie niż do innych.
- Nie znam żadnego angielskiego służącego, który
mówiłby tak jak on - sprzeciwiła się Marianna. - Przede
wszystkim był niesamowicie bezczelny. W ogóle nie mogę
zrozumieć, dlaczego pan go zatrudnił.
Reginald pomyślał, że właściwie on także nie potrafi
tego pojąć. Jednak Darley przerwał jego rozmyślania.
- O'Toole panią obraził? - spytał głosem, w którym
czaiła się wściekłość.
Zrozumiawszy, że niepotrzebnie się z tym zdradziła,
Marianna zagryzła wargi i spojrzała bezradnie na pana
Montague'a. Nie wiedziała, jak wytłumaczyć okoliczności,
które doprowadziły do sprzeczki z jego lokajem.
Reginald posÅ‚aÅ‚ jej dziwne spojrzenie spod półprzy­
mkniętych powiek i wyjaśnił leniwie:
- O'Toole był też moim stangretem. Poprosiłem go
183
PATRICIA RICE
kiedyś, by zabrał panie na pewien odczyt, i po drodze
doszło do dość ostrej wymiany poglądów. Został już
odpowiednio ukarany za ten incydent.
Darley nie zdążył zadać więcej pytań, gdyż Marianna
szybko wyszła z pokoju, wołając jeszcze od drzwi:
- Mam już dość tych nonsensów. Myślę, że czas
przeszukać drugie piętro. Kto będzie pilnował schodów?
Nim dotarli do pomieszczeń dla służby, O'Toole, jego
kapelusz i karty dawno już zniknęły. Na miejscu pozostały
jedynie kości z kurczaka.
Rozgoryczeni i rozczarowani poszukiwacze obejrzeli
jeszcze pozostaÅ‚e pokoje, walÄ…c pięściami w Å›ciany i wy­
syłając służącego do wszystkich diabłów. Kiedy wreszcie
zakoÅ„czyli poszukiwania, byli zmÄ™czeni, brudni, poiryto­
wani i głodni. Lady Grace nie musiała prosić ich dwa razy,
by się umyli i zeszli na kolację. Panie poszły w jedną
stronÄ™, a panowie w drugÄ….
Marianna weszła do swej sypialni, zdjęła brudną suknię
i umyła się szybko w przyniesionej miednicy. Chyba
jeszcze nigdy nie była w tak podłym nastroju. Straciła
rubin, Darley się nie oświadczył, a nieuchwytny markiz był
najprawdopodobniej bankrutem. CaÅ‚a ta podróż byÅ‚a kom­
pletną klęską. Nie wyobrażała sobie, co gorszego mogło ją
jeszcze spotkać.
Robiła co w jej mocy, by nawet nie myśleć o pocałunku
pana Montague'a. Gdyby pozwoliła sobie na taką chwilę
sÅ‚aboÅ›ci, straciÅ‚aby z oczu wszystkie swoje cele i zamierze­
nia. Nie mogła pozwolić, by rozpraszał ją pocałunek, który
przejął ją do głębi.
184
KLEJNOT
Zamknęła oczy i starała się zapomnieć o dłoniach, które
jÄ… przyciÄ…gnęły. O twardych mięśniach, które czuÅ‚a doty­
kając jego piersi. O tym dziwnym uczuciu, które rodziło się
w niej, gdy ten mężczyzna trzymał ją w ramionach, a jego
usta pożerały jej wargi. Tak, z pewnością nie powinna
myśleć o takich rzeczach.
Jednak gdy tylko ujrzaÅ‚a go w hallu, wysokiego, odzia­
nego w elegancki surdut, czekającego, by zaprowadzić ją
do salonu, jej serce zaczęło walić jak oszalałe, tak iż bała
się, że on może usłyszeć to głośne dudnienie. Nie przyjęła
ofiarowanego jej ramienia, dumnie uniosła głowę i sama
wkroczyła do pokoju.
Rozdział szesnasty
Reginald wypił łyk czerwonego wina, które jakaś
przedsiębiorcza osoba znalazła w piwnicy, i obserwował
z posępną miną, jak lady Marian uważnie wsłuchuje się
w słowa Darleya, podsumowującego właśnie wydarzenia
minionego dnia. Nie odrywała od niego wzroku, jakby
każde słowo z jego ust było nieocenioną perłą mądrości.
Niestety, nawet Reginald zmuszony był przyznać, że jego
przyjaciel wyśpiewywał właśnie peany na swoją cześć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl