[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzrok. Jej serce przyspieszyÅ‚o. Przez chwilÄ™ Heather wy­
dawało się, że świat zawirował. Z trudem zmusiła się, by
odwrócić spojrzenie.
- Jasne. Myślałeś, że w środku lasu będę się męczyć ze
sztucznymi rzęsami? Nie wzięłam żadnych kosmetyków
do makijażu.
- Niektóre kobiety nie ruszają się z domu, zanim nie
zrobią się na bóstwo.
- Ja do nich nie należę. Widzisz mnie takÄ…, jaka je­
stem.
WyciÄ…gnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ i delikatnie obróciÅ‚ jej twarz w swo­
jÄ… stronÄ™.
Barbara McMahon
60
- To długa wycieczka i nie będzie łatwo ani tobie, ani
mnie. Mamy za sobÄ… wspólnÄ… przeszÅ‚ość, ale przynaj­
mniej na ten tydzień odłóżmy wspomnienia. Będę się
bardzo starał, jeśli i ty spróbujesz.
Potakująco skinęła głową.
- Chodzmy, opowiem ci po drodze o naszych planach
- zaproponowaÅ‚a, żeby uniknąć jego spojrzeÅ„, które jÄ… zu­
pełnie rozpraszały.
Ruszyli przed siebie. Heather wyjaśniała wymyśloną
przez siebie koncepcję kampanii, ale starała się mówić
bezosobowo, unikajÄ…c wzmianek o sobie. ByÅ‚a przekona­
na, że jeśli Hunter dowiedziałby się, że to jej pomysły, od
razy nastawiłby się do nich sceptycznie.
- Dobry plan - pochwalił, gdy skończyła.
Heather uważaÅ‚a swój pomysÅ‚ za doskonaÅ‚y. Teraz mog­
Å‚a mieć tylko nadziejÄ™, że Hunter zgodnie z obietnicÄ… wy­
bierze najlepszy projekt.
Zadowolona, że dała z siebie wszystko, pozwoliła
sobie na chwilÄ™ relaksu. ObserwowaÅ‚a Huntera prowa­
dzącego grupę. Był zdecydowany i pewien tego, co robi.
WydawaÅ‚ siÄ™ potężniejszy niż dawniej, bardziej musku­
larny, nie miaÅ‚ nawet grama zbÄ™dnego tÅ‚uszczu. Z ocho­
tą przeczesałaby dłońmi jego ciemne, potargane przez
wiatr włosy.
ZarumieniÅ‚a siÄ™ i spojrzaÅ‚a w innÄ… stronÄ™. Nie przyje­
chała tu, by snuć fantazje na temat byłego męża. Miała
zdobyć kontrakt. CzuÅ‚a na sobie ogromnÄ… odpowiedzial­
ność. Nie byÅ‚a przecież jedynÄ… osobÄ…, która chciaÅ‚a osiÄ…g­
nąć ten cel. PozostaÅ‚e agencje z pewnoÅ›ciÄ… też przygoto­
wały dla Trails West ciekawe propozycje. Zdawała sobie
Wielka wygrana 61
sprawę, że szanse Jackson i Prince są bardzo skromne, ale
zamierzała walczyć do końca.
Droga gwałtownie skręciła. Drzewa rozstępowały się
w tym miejscu, otwierając widok na odległe szczyty gór
i stoki poroÅ›niÄ™te lasem. Heather zatrzymaÅ‚a siÄ™, by na­
cieszyć oczy pięknem krajobrazu.
- Hunter! - zawołała.
Odwrócił się i pytająco uniósł brwi.
- SÅ‚ucham.
- Mógłbyś wyciągnąć mój aparat z plecaka? Nie chce
mi się zdejmować i wkładać tego ciężaru.
- To nie plener fotograficzny - mruknął, ale zawrócił.
- Gdzie jest reszta? - spytał zdziwiony, patrząc wstecz.
- Ruszyliśmy szybciej, żeby pogadać. Na pewno zaraz
nadejdą. Aparat jest w kieszeni na samej górze.
- Tylko nie zmarnuj całego dnia na fotki - powiedział,
podajÄ…c jej aparat.
Skinęła głową i zaczęła uważnie oglądać krajobraz.
ZdjÄ™cia nie mogÅ‚y oddać gigantycznych rozmiarów od­
ległych szczytów, ale pomyślała, że przynajmniej będzie
miała pamiątkę. Takich widoków nie da się zobaczyć zza
kierownicy samochodu.
Po chwili na zakręcie pojawił się Peter.
-A gdzie inni? - zapytał Hunter.
- Bill zatrzymywaÅ‚ siÄ™ przynajmniej sześć razy. Ma bie­
gunkę. John został z nim z tyłu.
Peter patrzyÅ‚ wyczekujÄ…co na Heather i Huntera, naj­
widoczniej zaciekawiony wynikami jej prezentacji.
- U was wszystko w porządku? - spytał, a gdy Hunter
skinął głową, dodał: - Robimy postój?
Barbara McMahon
62
- Co prawda nie byÅ‚o tego w planach, ale Heather po­
szÅ‚a zrobić kilka zdjęć. Możemy wiÄ™c zatrzymać siÄ™ i za­
czekać na Billa i Johna.
Hunter zrzucił plecak i postawił go obok ścieżki. Na
ten widok Heather natychmiast uwolniła się od swojego
Å‚adunku. Co za ulga! - pomyÅ›laÅ‚a i zajęła siÄ™ fotografo­
waniem. Prawdę mówiąc, wędrówka sprawiała jej więcej
przyjemności niż na początku, jednak na pewno nie był
to jej wymarzony sposób na spędzenie wakacji. Wolałaby
leżeć teraz na zacienionej werandzie z widokiem na mo­
rze, a kelner powinien serwować napoje.
- Czy Bill jadÅ‚ coÅ›, co mogÅ‚o mu zaszkodzić? - spyta­
ła. Każdy z uczestników miał własne zapasy, ale nikt nie
wziął ze sobą lodówki.
- Nie wiem - zbyÅ‚ jÄ… Peter i odwróciÅ‚ siÄ™ do Hunte­
ra. - Polujesz czasem? Ja bardzo lubię polować na sarny
- zwierzyÅ‚ siÄ™ i rozpoczÄ…Å‚ opowieść o swych ostatnich suk­
cesach Å‚owieckich.
Heather odeszÅ‚a jak najdalej, starajÄ…c siÄ™ nie sÅ‚yszeć je­
go głosu. Nie znosiła polowania. Rozumiała ludzi, którzy
zabijali zwierzÄ™ta, by zdobyć coÅ› do jedzenia, ale trakto­
wanie tego jak sportu było dla niej nie do przyjęcia. Co
innego, gdyby zwierzÄ™ta też miaÅ‚y broÅ„... Niemal roze­
Å›miaÅ‚a siÄ™ w gÅ‚os, gdy wyobraziÅ‚a sobie minÄ™ Petera na wi­
dok uzbrojonej sarny. Pewnie i tak daÅ‚by sobie radÄ™ i za­
gadałby biedne zwierzę na śmierć.
Usiadła na najbliższym bloku skalnym i przyglądała się
rozmawiającym mężczyznom. Hunter był wyższy od Petera
i mocniej zbudowany. Sprawiał wrażenie, jakby był częścią
otaczajÄ…cej go teraz dzikiej przyrody. Peter zaciekle gestyku-
Wielka wygrana 63
lował, pochłonięty swoją opowieścią, a Hunter rozglądał się
wokół. W końcu zatrzymał wzrok na Heather.
Nie byÅ‚a pewna, ale wydaÅ‚o siÄ™ jej, że byÅ‚o to bÅ‚agal­
ne spojrzenie. Czyżby prosił o ratunek? Wstała i ruszyła
w jego kierunku. Może właśnie to była szansa na sukces?
Jeśli uwolni go od obezwładniającego gadulstwa Petera,
zdobÄ™dzie wdziÄ™czność. Nie zrekompensuje tym prze­
szłości, ale może zyska coś w najbliższej przyszłości?
- Peter, przepraszam, że przeszkadzam, ale nie mogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl