[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ona nie ruszy siÄ™ na krok z domu bez broni
- mruknęła Agata z niesmakiem. - Obrzydlistwo.
Pytałam ją wiele razy, po co jej ten pistolet, ale
ona tylko się śmiała. Ciociu Agie, mówiła, jak ktoś
bÄ™dzie chciaÅ‚ na mnie napaść, czeka go niespo­
dzianka. - Agata prychnęła. - GÅ‚upia sroka obwie­
szaÅ‚a siÄ™ brylantami, szmaragdami i tak paradowa­
ła po Back Bay, po Manhattanie. Dopóki miała
ten swój przeklęty pistolet w torebce, niczym się
nie przejmowała.
- Często widywała pani u niej pistolet?
- Owszem. Ilekroć miałyśmy gdzieś iść razem,
zawsze zabieraÅ‚a go ze sobÄ…. KiedyÅ› otworzyÅ‚a to­
rebkÄ™ podczas jakiegoÅ› przyjÄ™cia, też go miaÅ‚a. Pa­
miętam, że zrobiłam jej wtedy straszną awanturę.
Ale gdzie tam, mogłam sobie strzępić język.
- Zezna pani pod przysięgą, że Virginia Day
miała zwyczaj nosić przy sobie pistolet kaliber
dwadzieÅ›cia dwa? %7Å‚e widziaÅ‚a go pani u niej wie­
lokrotnie i próbowała nawet zwracać uwagę na
niewłaściwość takiego postępowania?
- Skarbie, dla niej mogłabym nawet skłamać
i pójść do piekÅ‚a. - Agata uÅ›miechnęła siÄ™ chÅ‚od­
no. - Nie znosiłam tego dwulicowego łajdaka, jej
męża.
- Pani Grant...
- Uspokój się, chłopcze. W tej sprawie mogę
zeznawać z ręką na sercu i nie popełnię grzechu.
KUSZENIE LOSU
123
ZdziwiÅ‚abym siÄ™, gdyby Ginnie nie miaÅ‚a przy so­
bie pistoletu tamtego wieczoru.
- Dobrze. Pani deklaracja pójścia do piekła
niech zostanie między nami.
- Rozumiemy się. - Agata posłała Caine'owi
chytry uÅ›mieszek i zmierzyÅ‚a go bacznym spojrze­
niem. - Ty i Ginnie... chyba nie.
- Jestem jej pełnomocnikiem - oznajmił Caine,
wstając. - Dziękuję, pani Grant.
- Gdybym miaÅ‚a czterdzieÅ›ci lat mniej i oskar­
żyli mnie o morderstwo, przysięgam, że byłbyś nie
tylko moim pełnomocnikiem.
Caine z uśmiechem ucałował dłoń starszej pani.
- Proszę nikogo nie zabijać, Agato. Z trudem
mógłbym się pani oprzeć.
Diana siedziaÅ‚a tam, gdzie jÄ… zostawiÅ‚. StaÅ‚ dÅ‚u­
gą chwilę i przyglądał się, jak pochłonięta pracą
robi notatki. Nie przerywał jej, to ona dostrzegła
go pierwsza.
- Dawno tu jesteś? - zdziwiła się, podnosząc
głowę znad papierów.
- Chwilę. Nie każdy potrafi się tak wyłączyć
jak ty.
- To jeden z moich talentów. - Wrzuciła notes
i akta do teczki. - Rozwinięty z konieczności
ochrony przed cioteczką. Jak ci poszło?
- Znakomicie. Twoja ciotka była taka okropna?
124 NORA ROBERTS
Diana natychmiast zesztywniała.
- Ciotka? - zapytała chłodno.
- Tak, ciotka. Pytam, czy była bardzo okropna?
- Lubiła sentencje w rodzaju:  Dama nigdy nie
zakłada brylantów przed piątą po południu".
- O, cholera. Zastanawiam się, czy nie byłem
dla ciebie zbyt ostry w Atlantic City - powiedział
Caine, kiedy ruszyli w stronÄ™ windy.
Diana spojrzała na niego zaskoczona.
- Skąd akurat teraz przyszło ci to głowy?
- MyÅ›laÅ‚em o Agacie. - Caine nacisnÄ…Å‚ przy­
cisk parteru. - Nie aprobuje stylu życia i postępku
swojej siostrzenicy, ale ją kocha. To widać. Wydaje
mi się, że w twoim przypadku było odwrotnie.
- Ciotka Adelaide aprobowała mnie taką, jaką
chciaÅ‚a mnie widzieć. - Diana ze wzruszeniem ra­
mion wysiadła z kabiny. - A jeśli chodzi o miłość,
nigdy mnie nie kochała, ale też nie udawała, że
kocha. Nie mogę jej za to winić.
- Dlaczego nie, u licha?
- Nie możesz winić człowieka za to, co czuje
albo czego nie czuje - odparÅ‚a spokojnie i odwró­
ciła się na znak, że konwersacja skończona.
Zirytowany Caine chwycił ją za rękę.
- Owszem, możesz. Jak najbardziej możesz.
- Zostaw to, Caine. Ja już przebolałam. Było,
minęło. O Boże, spójrz - zawołała nagle. Na ulicy
w najlepsze padał gęsty śnieg.
KUSZENIE LOSU 125
- I wierz tu prognozom. Do wieczora miał być
spokój, ani jednego płatka śniegu.
Diana naciągnęła rękawiczki.
- Zapowiada siÄ™ interesujÄ…cy powrót do Bosto­
nu - powiedziała, wychodząc w zawieję.
- Jeśli będziemy mieli szczęście, uciekniemy
przed śniegiem. - Zanim doszli do samochodu,
obydwoje byli pokryci białymi płatkami.
- Może powinniÅ›my wrócić do szpitala i prze­
czekać - zawahała się Diana.
- To najgorsze, co moglibyÅ›my zrobić. Spró­
bujemy wyjechać.
Przez pierwszych dwadzieścia minut posuwali się
naprzód stosunkowo Å‚atwo, ale w miarÄ™ przejecha­
nych kilometrów śnieg stawał się coraz bardziej gęsty,
a wiatr bardziej porywisty. W końcu wycieraczki
przestały nadążać z odgarnianiem białego tumanu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl