[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ski uśmiech.
Nie była to maska, lecz inne oblicze Grace Fontaine. W ciągu
zaledwie paru sekund niemal odruchowo potrafiÅ‚a tak siÄ™ zmie­
niać. Spod dÅ‚ugich rzÄ™s obrzuciÅ‚a teraz powłóczystym spojrze­
niem policjanta, z którym prawie zderzyła się w wejściu do
gmachu komendy. Młody człowiek poczerwieniał, cofnął się
i niemal zaklinował w wahadłowych drzwiach, tak bardzo się
spiesząc, by przepuścić Grace.
- Bardzo dziÄ™kujÄ™, panie oficerze - powiedziaÅ‚a gÅ‚osem peÅ‚­
nym słodyczy.
Auna oblała szyję i twarz policjanta, a ona uśmiechnęła się
jeszcze szerzej. A więc jej urok działał jak zawsze. Na każdego
mężczyznę. Była już przygotowana na spotkanie. Dziś rano
porucznik Seth Buchanan nie zobaczy przed sobÄ… drżącej, po­
bladłej kobiety. Ujrzy inne oblicze Grace Fontaine.
W holu podeszła do sierżanta dyżurującego za biurkiem.
- Mogę zająć panu chwilkę? - spytała miękkim głosem.
- Tak, proszę pani. Oczywiście. - Zanim zdołał przełknąć
ślinę, z wrażenia trzykrotnie podskoczyło mu jabłko Adama.
- Czy byÅ‚by pan uprzejmy mi pomóc? Jestem zupeÅ‚nie bez­
radna. Szukam niejakiego porucznika Buchanana. Pan jest tu
46 TAJEMNICZA GWIAZDA
szefem? - OmiotÅ‚a spojrzeniem sylwetkÄ™ sierżanta. - Oczywi­
ście, jest pan komendantem.
- Tak, proszę pani. To znaczy nie - poprawił się szybko. -
Mara stopień sierżanta. - Nerwowo rozglądał się za rejestrem
wejść na teren komendy i szukał plakietek dla gości. - Ja... To
znaczy on... Porucznika znajdzie pani w wydziale dochodzenio-
wo-Å›ledczym. ProszÄ™ pójść schodami na piÄ™tro, a potem koryta­
rzem w lewo.
- Rozumiem. - Grace wpisała do rejestru swoje nazwisko. -
Bardzo panu dziękuję, komendancie. Przepraszam, chciałam
powiedzieć, sierżancie.
Kiedy odwróciła się od biurka, usłyszała, jak policjant głośno
wypuszcza z płuc powietrze. Wchodząc na schody, czuła na
nogach jego palÄ…cy wzrok.
Bez trudu znalazła wydział dochodzeniowo-śledczy. Weszła
na dużą salÄ™. ObrzuciÅ‚a wzrokiem liczne biurka ustawione na­
przeciw siebie. Siedzieli przy nich głównie mężczyzni. Mimo
piekielnego upału, który tu panował pewnie na skutek wadliwie
dziaÅ‚ajÄ…cej klimatyzacji, wszyscy mieli na sobie koszule z dÅ‚ugi­
mi rękawami. Grace rzuciło się w oczy mnóstwo pistoletów, do
połowy zjedzonych kanapek i pustych kubków po kawie. Na sali
panował duży ruch - policjanci co chwila podnosili się zza
biurek i szli gdzieś szybkim krokiem, kręcili się interesanci,
dzwoniły telefony.
UpatrzyÅ‚a sobie jednego z mÅ‚odszych pracowników wydzia­
Å‚u, policjanta z rozluznionym pod szyjÄ… krawatem, nogami opar­
tymi nonszalancko o blat biurka, jakimś raportem w jednej ręce,
a bułką w drugiej. Ruszyła w jego kierunku.
Na jej widok ucichÅ‚ gwar rozmów w zatÅ‚oczonym, obszer­
nym pomieszczeniu. KtoÅ› cicho gwizdnÄ…Å‚. Mężczyzna, do które­
go się zbliżyła, zsunął nogi z blatu biurka i szybko przełknął
ostatni kęs bułki.
TAJEMNICZA GWIAZDA 47
- SÅ‚ucham paniÄ….
Wytarł palce o koszulę, aby pozbyć się okruszyn. Kątem oka
dostrzegł, jak jeden z kolegów wykrzywia w uśmiechu twarz,
bijąc się pięścią w okolice serca.
- Mam nadzieję, że pan mi pomoże. - Grace nie spuszczała
wzroku z ofiary wybranej na odstrzał. Policjantowi zaczął drgać
mięsień twarzy. - Mam do czynienia z detektywem? - spytała
słodziutkim głosem.
- Aha. Tak. Jestem Carter. Detektyw Carter. Czym mogÄ™
pani służyć?
- Sądzę, że trafiłam we właściwe miejsce. - Dla wywołania
większego efektu odwróciła głowę i rozejrzała się po sali, omia-
tajÄ…c wzrokiem wszystkich obecnych. Na ten widok kilku poli-
cjantów odruchowo wciągnęło brzuchy. - Szukam porucznika
Buchanana. Myślę, że na mnie czeka. - Wdzięcznym ruchem
odgarnęła kosmyk opadający na czoło. - Obawiam się jednak, że
nie znam obowiÄ…zujÄ…cej procedury...
- Jest u siebie w pokoju. - Nie odrywajÄ…c wzroku od Grace,
Carter pstryknął palcem. - Belinski, zamelduj porucznikowi, że
ma gościa. Przyszła do niego pani...
- Mam na imię Grace. - Przysiadła na rogu biurka, świado-
ma, że skraj kusej spódniczki znalazł się niebezpiecznie wysoko,
odkrywając niemal całe jej uda. - Jestem Grace Fontaine. Czy
mogę tutaj poczekać? A może przeszkadzam panu w pracy?
- Tak. Nie. Jasne, że nie.
- Och, to takie podniecajÄ…ce. - W ciÄ…gu zaledwie paru chwil
swym uwodzicielskim uśmiechem Grace podniosła i tak już
wysoką temperaturę na sali o dobre kilka stopni. - Mam na myśli
pracę detektywa. Prowadzi pan takie interesujące życie...
Gdy zameldowano mu, że przyszÅ‚a Grace, Seth akurat koÅ„­
czył rozmowę przez telefon. Odłożył słuchawkę, włożył mary-
48 TAJEMNICZA GWIAZDA
narkę, którą zdjął ze względu na upał, i poszedł na ogólną salę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl