[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Do czego?
- Przecież wiesz - mówił, muskając wargami jej szyję. -
Chcemy pójść do łóżka. Natychmiast. Nic nie może nas
powstrzymać.
Rox czuła jego gorący oddech.
84
S
R
- Chodz, wezmiemy prysznic, a potem spotkamy się w
twoim pokoju. Będzie nam dobrze, zobaczysz.
- Nie! - zawołała i gwałtownie odsunęła się od niego. -
Tak po prostu?
- Czy to jest tak po prostu? - odparł, patrząc na jej piersi,
na rozrzucone w nieładzie włosy, na pasek nagiej skóry pod
lekko uniesioną bluzką. - Roxanno, dobrze wiesz, co się dzieje
między nami. Od samego początku, od dnia, kiedy przyjecha-
łaś. Już dawno powinienem z tobą otwarcie porozmawiać. Nie
musisz mi udowadniać, że jesteś przyzwoitą kobietą i nie
spełniasz zachcianek każdego napotkanego mężczyzny.
- Nie! Nawet nie myśl, że zgodzę się na twoją propozycję.
Nie chcę być twoją kochanką.
Co ją, do licha, tak zaskoczyło? - myślał Gino. Przecież
taka jest naturalna kolej rzeczy. Ludzie całują się, a potem
chcą więcej. Kochanka! Dlaczego od razu używać takich
okropnych słów? W końcu na tym etapie nie można wy-
kluczyć jakiegoś dłuższego związku.
Ale Rox widziała to zupełnie inaczej. Chłodna i wyra-
chowana propozycja Gina kompletnie ją zaskoczyła. Niemal
identycznie Francesco potraktował jej siostrę. Gino i ona w jej
sypialni, a na dole Maria, dyskretnie zajmująca czymś Pię, że-
by dziewczynka nie przeszkadzała.
Może Rox była naiwną, staroświecką, niepoprawną ro-
mantyczką, szczególnie jak na rozwódkę, ale nie miała złu-
dzeń, że sypianie w wolnych chwilach z Ginem może pro-
wadzić do czegoś poważniejszego. On już przedstawił jej swój
pogląd na małżeństwo. Przed dwoma tygodniami przyznał, że
85
S
R
nie zdecyduje się na to nigdy więcej. A dla Rox seks to sta-
nowczo za mało. Ona potrzebowała uczucia, szacunku, zaufa-
nia...
- Nie, Gino - powtórzyła, cofając się. - Nic z tego. Nie bę-
dę twoją kochanką. Znajdz sobie kogoś innego.
86
S
R
ROZDZIAA SZ�STY
Roxanna doszła do wniosku, że Gino nie powtórzy swojej
propozycji. Wracała do pałacyku nerwowym krokiem. Zdąży-
ła już poznać Gina Di Bartoli na tyle, by mieć pewność w tej
sprawie. Był dumny i zbyt praktyczny, żeby upierać się przy
przegranej sprawie. Poza tym to on miał doświadczenie w
sprawach seksu, ona tylko sprawiała takie wrażenie. Mimo
rozwodu nadal wierzyła w małżeństwo. A jeśli Gino tak bar-
dzo potrzebował kochanki, na pewno kogoś znajdzie. Ona do-
trzyma umowy sprzed dwóch tygodni. Będzie zajmować się
wyłącznie ogrodem i Pią.
Wśliznęła się przez tylne drzwi.
- Mario, ubłociłam się. Muszę wziąć prysznic przed je-
dzeniem - zawołała po włosku. Dzięki codziennym rozmo-
wom z ogrodnikami coraz lepiej radziła sobie z tym językiem.
- Dobrze. A signor Gino? - odkrzyknęła gospodyni.
- Nie wiem - odpowiedziała.
Zostawiła zabłocone buty obok drzwi i weszła po scho-
dach, zanim Maria zdążyła zadać jakieś trudne pytanie. Roz-
bierając się przed lustrem w łazience, zauważyła na skórze
ślady błota. Gino pewnie też jest ubrudzony, pomyślała. Mo-
87
S
R
gliby teraz razem brać prysznic. Czy na pewno mądrze zrobi-
łam? - zastanawiała się. Wiele kobiet na jej miejscu odpowie-
działoby przecząco. Jednak Rox miała własny pogląd. Nie
chciała być niczyją kochanką, kobietą na przychodne. Marzyła
o prawdziwym związku. Małżeństwo z Harlanem zawarła na
jego warunkach i nadal nie mogła pozbierać się po takim
układzie, ale następnym razem sama ustali zasady i wyznaczy
granice.
Ciśnienie wody gwałtownie spadło. Rox wiedziała, co to
oznacza - Gino brał prysznic w głównej łazience. Zmusiła się,
żeby o nim nie myśleć. Miała przed sobą jeszcze osiem dni i
nie mogła spędzić ich w stanie ciągłego rozgorączkowania.
Szybko wytarła się, założyła świeże ubranie i zbiegła na we-
randę. Chciała zjeść lunch z Pią, zanim przy stole zjawi się oj-
ciec dziewczynki.
Tego popołudnia Gino zabrał Pię do Sieny. Już od nie-
dzieli planował kupno ubrań dla córki. Wcześniej, w asyście
Marii przejrzał garderobę dziewczynki i nie znalazł niczego,
co mógłby uznać za odpowiedni strój dla czterolatki lubiącej
bawić się w ogrodzie. Wprawdzie Maria chciała się tym zająć,
ale on postanowił załatwić zakupy osobiście.
Ciekawe, czy miss Cassidy pochwali jego wybór? A Li-
sette? Na pewno nie. Uwzględniając zdanie Pii, kupił golf
ozdobiony czerwonymi dinozaurami, sztruksowe spodnie w
odcieniu różu, długą letnią spódniczkę w komplecie z żółtą
bluzką, czerwone tenisówki, trzy pary dżinsów, kilka koloro-
wych bawełnianych bluzeczek i parę swetrów.
88
S
R
Po powrocie do domu Pia chciała natychmiast pochwalić
się zakupami Marii i doktor Madison.
- Kochanie, doktor Madison jest chyba jeszcze zajęta w
ogrodzie - próbował powstrzymać córkę Gino.
- Pójdę po nią - nie ustępowała dziewczynka i wybiegła
na dwór.
- Maddie? Maddie? - wołała po drodze.
Czy Roxanna tak kazała jej się nazywać? - zastanawiał się
Gino. Właściwie było to miłe zdrobnienie. Na dodatek dzięki
tej formie nieistotna stawała się kwestia, jak Maddie ma na
imię.
Gino poszedł za córką pełen rozterek. Miał nadzieję, że
Roxanna pracuje w drugim końcu ogrodu lub w szklarni i Pia
jej nie znajdzie. Dzisiejszy wyjazd po zakupy nie był tak pilny
jak na przykład rozmowy telefoniczne z Paryżem, ale Gino,
poza oczywiście chęcią spędzenia dnia z córką, chciał dać so-
bie i Roxannie jeszcze trochę czasu. Po porannej zabawie
 błotnej" oboje musieli nabrać dystansu. Nie rozumiał skru-
pułów Roxanny. Widział wystarczająco dużo amerykańskich
filmów, by wyciągnąć właściwe wnioski. Po obu stronach At-
lantyku seks bez długotrwałych zobowiązań był równie po-
pularny. A może obiekcje Rox wynikały z przekonań religij-
nych, feministycznych czy jeszcze jakichś innych?
Wydawało się mu, że ją rozumiał, ale najwyrazniej się
mylił. Czyżby był zbyt szczery i bezpośredni? Może powinien
spróbować okrężną drogą? Najpierw kwiaty, komplementy i
miłe słówka, jak Francesco wobec jej siostry?
- Chodz, Maddie - usłyszał głos Pii, a po chwili zobaczył,
jak mała ciągnie Roxanne za rękę w stronę domu.
89
S
R
Zaczekał na nie w holu obok salonu.
- Cześć - powitała go Roxanna. - Pia chce mi pokazać
nowe stroje.
- Mam nadzieję, że nie oderwała cię od pilnej pracy.
- Ogrodnicy i tak już skończyli na dziś.
- Zobaczysz moją bluzkę w paski jak u pszczoły i dżinsy,
i długą sukienkę, i tenisówki, i...
- Czy w sklepie jeszcze coś zostało?
Pia odpowiedziała chichotem, a Roxanna uśmiechnęła się
do niej, starannie unikając spojrzenia Gina.
- W kilku sklepach nastąpił poważny ubytek towaru -
przyznał.
- To powinno ożywić lokalny rynek - stwierdziła Rox żar-
tobliwym tonem. - Potem chcemy mieć lekcję pianina - dodała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grecja.xlx.pl